Rosjanie są zadziwiająco uparci. Rzucają do ataków głównie piechotę, przy słabszym dziś wsparciu artyleryjskim i pancernym, które jest przecież kluczowe dla przełamania. Liczby to odzwierciedlają. 26 października stracili np. 480 ludzi i 17 czołgów, 7 listopada odpowiednio 530 i sześć czołgów. Obecnie ginie ok. 900–1000 Rosjan na dobę, a liczba niszczonych wozów nie rośnie, oscyluje wokół kilku sztuk. Ostatnia doba była raczej wyjątkowa dla tej rysującej się tendencji: stracili „tylko” 590 ludzi i siedem czołgów (przedwczoraj 1010 zabitych i pięć czołgów). Takie dane podaje sztab generalny Ukrainy i ktoś może stwierdzić, że są zawyżone. Pewnie nieco są, ale widać wyraźne proporcje – przy stracie podobnej ilości sprzętu Rosjanie tracą więcej żołnierzy.
Ukraińcy tradycyjnie odpierali ataki na kierunku Kupiańska, północny zachód od Swiatowego, pod Kreminną, w szerokim pasie wokół Bachmutu, pod Donieckiem i Wuhłedarem. Ostatnia doba była dla nich szczęśliwa o tyle, że Rosjanie nie zajęli żadnych terenów. Wydaje się, że pierwszą fazę ofensywy Ukraińcy zatrzymali, przełamanie na wybranych kierunkach nie nastąpiło i zapewne nie będzie już spektakularnego pęknięcia frontu z szybkim wtargnięciem wrogich wojsk w głąb obrony.
Rosja zatrudnia najemników
Kto by się spodziewał, że dumna i niepokonana armia Rosji będzie potrzebowała prywatnego podwykonawcy? Że będzie się bawić w outsourcing?