Pierwszy dzień drugiego roku wojny mija spokojnie. Nasze przewidywania co do tego, że Rosjanie nic nie będą w stanie zrobić w rocznicę inwazji, na razie się sprawdzają. Ukraińcy ostrzegają jedynie przed prowokacjami „pod fałszywą flagą” – chodzi o ewentualne ataki w Mołdowie czy Białorusi, pozorujące ukraińską napaść na te kraje. W przypadku Białorusi miałoby to sens o tyle, że wciągnęłoby Mińsk do wojny po stronie Rosji.
Jako żywo staje nam przed oczami prowokacja gliwicka z 31 sierpnia 1939 r., kiedy zakapiory szemranego funkcjonariusza SD (niemieckiej służby bezpieczeństwa) Alfreda Naujocksa zajęły radiostację w niemieckich wówczas Gliwicach, udając powstańców śląskich. Ale pomylili obiekty i zamiast rozgłośnię ze studiem zajęli nadajnik retransmisyjny 4 km dalej. Nie bardzo wypaliło wygłoszenie apelu w języku polskim, bo korzystano z awaryjnego mikrofonu, który zaraz padł. Prowokacja posłużyła Niemcom jako bezpośredni pretekst napaści na Polskę, choć marnie to wyszło. Zakładamy, że rosyjskie prowokacje będą jeszcze bardziej spartolone. Bylejakość jest stałą cechą systemów totalitarnych, które awansują ludzi za lojalność, a nie kompetencje.
Impet Rosjan jakby przygasł
Właśnie to się dzieje w państwie i otoczeniu Władimira Putina. Zamiast dobrać sobie ludzi kompetentnych, mających własne zdanie, gromadzą się wokół niego różni potakiwacze.