Świat

Prawie sto lat i koniec? Czy Irlandia zerwie z neutralnością i zbliży się do NATO

Kosowo, grudzień 2008 r. Irlandzcy żołnierze, działający w ramach misji KFOR, podczas wizyty ówczesnego premiera Briana Cowena. Kosowo, grudzień 2008 r. Irlandzcy żołnierze, działający w ramach misji KFOR, podczas wizyty ówczesnego premiera Briana Cowena. Hazir Reka / Reuters / Forum
Teraz Dublin, po Sztokholmie i Helsinkach, rozważa zaangażowanie w sojusze militarne. To pokazuje, jak wiele w globalnym układzie sił zmieniła rosyjska inwazja. I jaki jest dzisiaj koszt neutralności.

Pomysł zakotwiczenia Republiki Irlandii w większych strukturach obronnych i pokojowych wysunął Micheál Martin, były premier, obecnie minister spraw zagranicznych i obrony. Na jakiej zasadzie miałby zostać wcielony w życie, jeszcze nie wiadomo, choć już sama dyskusja o porzuceniu statusu państwa neutralnego jest przełomowa. Od lat 30. Dublin nie angażował się w żadne konflikty zbrojne, nie uczestniczył w misjach pokojowych, nie był zaprzęgnięty w mechanizmy kontroli handlu bronią czy zapobiegania transnarodowym zagrożeniom terrorystycznym. Nie należy się jednak spodziewać, że zmiana byłaby natychmiastowa i tak szybka jak w przypadku państw nordyckich.

Czy Irlandia wstąpi do NATO?

O członkostwie w NATO nie ma jeszcze mowy, Dublin chce się integrować ze światem metodą małych kroków. Najpierw – wewnętrzna debata, co i jak zrobić i na co się zdecydować. Temu posłuży Narodowe Forum Konsultacyjne, które potrwa cztery dni w czerwcu i odbędzie się w stolicy, ale też innych największych miastach, jak Galway na zachodnim wybrzeżu czy Cork na południu. Rząd chce wysłuchać ekspertów, samorządowców i zwykłych obywateli. Martin, który do debaty wzywał już w ubiegłym roku, na razie tonuje entuzjazm, zwłaszcza zagranicznych komentatorów. Na łamach „Irish Times”, największego dziennika na wyspie, podkreślał wielokrotnie, że na razie nie ma mowy o konkretnych projektach strategicznych. Dodał też, że temat neutralności nie będzie dominujący – jakby chciał dać do zrozumienia, że zanim Irlandia stanie się elementem zachodniej architektury bezpieczeństwa, wiele jeszcze musi zmienić, również w sobie samej.

Republika jest neutralna od prawie wieku, co nie oznacza, że nie ma tradycji sojuszy militarnych. Jak pisał Garret FitzGerald, w latach 80. premier i minister spraw zagranicznych, prywatnie syn pierwszego szefa dyplomacji niepodległego państwa irlandzkiego, Dublin zawsze szukał poparcia za granicą, kiedy bił się z brytyjskim okupantem. Jeszcze przed uzyskaniem niepodległości, na początku XX w., Irlandczycy prowadzili zaawansowane negocjacje z władzami Francji, królem Hiszpanii, nawet ze Stolicą Apostolską. W czasie II wojny światowej Irlandia nie brała już udziału w działaniach alianckich, co też silnie wiąże się z jej historią.

Neutralność była ze wszech miar racjonalna, biorąc pod uwagę ówczesny układ sił na kontynencie. Prawdą jest, że małe kraje z reguły słabo wychodzą na udziale w wojnach mocarstw, zwłaszcza jeśli same nie dysponują znaczącą siłą militarną. Tak było w latach 40. w przypadku Republiki. W dużym skrócie – Irlandia miała tak mało wojska i zasobów, że niespecjalnie była nawet w stanie wesprzeć wysiłki przeciw państwom osi. Konsekwencje mogły być natomiast katastrofalne. Zwycięstwo mogło wzmocnić pozycję Wielkiej Brytanii i zaszkodzić irlandzkiej suwerenności, podobnie porażka. Lepiej było zostać na marginesie.

Czytaj też: Putin przyłapał NATO w momencie leniwego wybudzania się

Wojna w Ukrainie wszystko zmieniła

Nie znaczy to, że w irlandzkiej strategii bezpieczeństwa wiało nudą. Dublin brał udział w pojedynczych inicjatywach, choć wybierał je starannie. W 1999 r. Irlandia dołączyła do natowskiego programu Partnerstwo dla Pokoju, dzięki czemu przedstawiciele jej rządu uczestniczyli w debatach najwyższego szczebla poświęconych bezpieczeństwu w Europie i na obszarze atlantyckim. Dwa lata wcześniej irlandzcy żołnierze wzięli udział w misji stabilizacyjnej NATO w Bośni i Hercegowinie, później byli obecni w strukturach misji KFOR w Kosowie.

W ubiegłym roku pojawiły się natomiast spekulacje, że Dublin planuje dołączyć do sojuszniczych komórek zajmujących się bezpieczeństwem podwodnym. Przyczyna? Biegnące po dnie oceanu kable internetowe, czyli z jednej strony infrastruktura krytyczna dla funkcjonowania państw, z drugiej – relatywnie łatwy cel dla rosyjskich dywersantów.

Wszystko zmieniła wojna w Ukrainie. Zaczął się 11-miesięczny sprint Finlandii ku NATO, a i Szwecja nie weszłaby w innym wypadku na ścieżkę akcesyjną. Zapewne również Irlandia pozostałaby neutralna. Uczestnictwo w sojuszach bezpieczeństwa nabrało jednak nowego wymiaru. Po pierwsze, to kwestia normatywna – do Europy wróciła wojna, w dodatku wywołana przez sypiące się, ale niebezpieczne imperium. Wątpliwości co do intencji nie ma żadnych, Rosja jest demonicznym agresorem, a w opisywaniu tego konfliktu jako starcia wartości Zachodu z czystym złem nie ma akurat przesady. Zaangażowanie po stronie NATO ma więc wymiar symboliczny.

Po drugie, Sojusz większy to Sojusz silniejszy, a nie od dziś wiadomo, że zmienia się natura konfliktów i bycie daleko (w sensie fizycznym) od linii frontu nie gwarantuje bezpieczeństwa. Samo NATO musi zmagać się z nowymi zagrożeniami, od wojen hybrydowych i cyberbezpieczeństwa po terroryzm i propagandę, dlatego wejście Irlandii, nawet w ograniczonym zakresie, do systemu mogłoby go wzmocnić. Również dlatego, że, jak określił to swego czasu na łamach „Polityki” prof. Andrzej Leder, czasy społecznego pokoju może już się skończyły.

Czytaj też: Nowa żelazna kurtyna. Rosja ustawia się plecami do Zachodu

Kosztowna neutralność

W kontekście irlandzkiej debaty, ale też zmian w Szwecji i Finlandii, warto spojrzeć na kraje, które nawet w obliczu rosyjskiego barbarzyństwa trwają w neutralności. Szwajcaria produkuje amunicję, ale wzbrania się przed wysyłaniem jej Ukraińcom, mówiąc, że „nie może zostać wykorzystana w warunkach wojny”. Austria zasłania się prawem międzynarodowym i faktem, że Wiedeń jest siedzibą licznych instytucji. Rosyjskich dyplomatów tam pełno i wciąż szerzą kremlowską propagandę.

Problem z tym podejściem jest zasadniczy – przynależy do świata, który 24 lutego 2022 r. przestał istnieć. Może bezpowrotnie. Niewykluczone, że po wojnie i, na przykład, rozpadzie Federacji Rosyjskiej porządek atlantycki trzeba będzie wymyślać na nowo. Ci, którzy pozostaną neutralni, będą mieli raczej niewiele do powiedzenia.

Czytaj też: Wyciekły tajne dane z przebiegu wojny w Ukrainie

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną