409. dzień wojny. Oni tak mają. Dlaczego Rosjanie idą na śmierć pod ukraiński ogień
Od wczoraj na froncie niewiele się zmieniło. Zakapiory z Grupy Wagnera posunęły się nieco dalej w centrum Bachmutu. Walczą jak szaleni, ale można to jakoś wytłumaczyć, bo robią to za ciężkie pieniądze. Ale jakie pieniądze są warte, żeby tak się narażać? Codziennie przecież oglądają śmierć kolegów. Trzeba też założyć, że większość ma PTSD, naturalne po długotrwałym kontakcie z traumą i stresem. Widzi się bowiem tyle zła i cierpienia, że psychika broni się, przenosząc te zdarzenia z grupy straszliwych do normalnych, mówiąc w sporym uproszczeniu.
Ale poza wagnerowskimi najemnikami walczą w Bachmucie zwykli rosyjscy żołnierze, teoretycznie z elitarnych wojsk powietrzno-desantowych (WDW). Te jednostki też przez ostatni rok zostały mocno przetrzebione. Trafili więc do nich rekruci, a poziom ich wyszkolenia nie jest imponujący. Kadrowi poginęli – mieli piękne, uroczyste pogrzeby w macierzystych miejscowościach, z dumą pokazywane w sieci przez rodzinę i lokalną administrację. Taki pogrzeb to marzenie. Portrety poległych trafiają do szkół, do których chodzili, a ubrani w mundurki uczniowie zaciągają przy nich wartę honorową, niesamowicie przejęci swoją rolą. Który nastolatek czy nastolatka nie marzy, by popilnować portretu bohatera? Nawet nauczyciele patrzą na nich z szacunkiem.
Fala za falą
Za to na północ i południe od Bachmutu Rosjanom niespecjalnie szło. Nacierali oczywiście w kilku miejscach, nie byliby sobą, gdyby nie słali ludzi do szturmu fala za falą. Wszędzie jednak byli odpierani.