Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

RPA zbliża się po cichu do Rosji Putina. Zachód denerwuje się i grzmi

Wizyta ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa w RPA i spotkanie z jego odpowiedniczką Naledi Pandor, styczeń 2023 r. Wizyta ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa w RPA i spotkanie z jego odpowiedniczką Naledi Pandor, styczeń 2023 r. Siphiwe Sibeko / Reuters / Forum
Druga największa gospodarka Afryki i kluczowy gracz Globalnego Południa wciąż utrzymuje bliskie relacje z Kremlem. Zachód grzmi i się denerwuje, ale nie bardzo ma pomysł, jak namówić Pretorię do reorientacji.

Możesz mnie spytać o wszystko, co cię ciekawi. Nie rozmawiam tylko o dwóch tematach: o liczbie nosorożców, bo są zagrożone, i o wojnie w Ukrainie, bo polityka mnie nie interesuje – Steven założył czapkę z daszkiem i z szerokim uśmiechem zajął miejsce z przodu 12-osobowej, przerobionej toyoty. Pracuje w jednym z prywatnych parków narodowych na wschodzie kraju, jest kierowcą i tropicielem dzikich zwierząt. O gepardach czy lwach zdaje się wiedzieć wszystko – i o tym akurat chętnie opowiada. Ale o konflikcie toczącym się 15 tys. km stąd nie mówi. Mimo że, jak sam przyznaje, wojnę potępia zawsze i wszędzie.

To nie nasza wojna

Ten cichy symetryzm w stylu papieża Franciszka w Republice Południowej Afryki widać na każdym kroku. W różnych częściach kraju ukraińskie flagi dało się policzyć na palcach jednej ręki. Zarówno w bogatych dzielnicach Kapsztadu, przypominających protestancki Disneyland małych miastach, jak i w miasteczkach wzdłuż granicy z Mozambikiem nastawienie jest takie samo: to nie nasza wojna, nie będziemy zabierać stanowiska.

W RPA tę neutralność tłumaczy się inaczej niż w Europie. To neutralność ze wskazaniem: brak poparcia dla Ukrainy oznacza tu podskórne utrzymywanie ciepłych uczuć względem Rosji. Co więcej, w Kapsztadzie, Pretorii czy Johannesburgu rosyjscy turyści bawią się w najlepsze, a marki na torbach wynoszonych z centrów handlowych wskazują raczej, że sankcjami nałożonymi grubo ponad rok temu też niespecjalnie się przejmują.

Widok z poziomu ulicy jest odzwierciedleniem podejścia południowoafrykańskich elit politycznych do tematu rosyjskiej inwazji. O tym, że wiele państw Globalnego Południa nie chce potępić Kremla, a wojna militarnie dotyczy niemal wyłącznie Starego Kontynentu i USA, wiadomo oczywiście nie od dziś. Mimo wszystko wciąż szokują konkretne próby utrzymywania relacji – dyplomatycznych, ekonomicznych – z administracją Putina. Zwłaszcza gdy wychodzą nie od państw zombie w stylu Białorusi czy niewielkich środkowoamerykańskich autokracji, jak Nikaragua, ale od regionalnego mocarstwa z ambicjami, by znaleźć się w międzynarodowej pierwszej lidze.

Czytaj też: Między Zachodem i Południem globalny rozdźwięk aż dudni

Generał w Moskwie

Dlatego gdy niedawno w mediach ukazała się informacja na temat wizyty w Moskwie gen. Lawrence’a Mbathy, głównodowodzącego południowoafrykańskiej armii, komentatorzy po obu stronach równika byli mocno zszokowani. Czym innym jest brak ukraińskich flag w oknach, czym innym uścisk dłoni na Kremlu z najważniejszymi rosyjskimi mundurowymi. Zwłaszcza że, jak twierdzą dziennikarze w RPA, o wyjeździe generała do Rosji nikt w kraju nie wiedział – lokalne media dowiedziały się z Russia Today (która nadal jest tu powszechnie dostępna). Im dokładniej przyjrzeć się tej wizycie, tym mniej przyjemnie się robi. Resort obrony RPA w oficjalnym komunikacie informował, że chodzi o znalezienie „płaszczyzn możliwej współpracy militarnej i technologicznej”. Jak twierdzi rosyjska agencja informacyjna Interfax, Mbatha wizytował m.in. obiekty szkoleniowe dla wojsk lądowych i fabryki firm z sektora zbrojeniowego. Do domu wrócił natomiast z „porozumieniem zwiększającym zakres współpracy obu armii”.

To oczywiście gra dyplomatycznych eufemizmów i nie wiadomo, co się kryje za ową intencją poszerzenia współpracy. Swoje podejrzenia mają Amerykanie, którzy publicznie oskarżyli Pretorię o wysyłanie Rosjanom broni. Ambasador USA Reuben Brigety powiedział niedawno dziennikarzom – najpierw w Waszyngtonie, potem w RPA – że między 6 a 8 grudnia 2022 r. w bazie Simon’s Town, kilkadziesiąt kilometrów na południe od Kapsztadu, zakotwiczony był rosyjski statek towarowy „Lady R”, formalnie objęty sankcjami USA. Według informacji Brigety’ego na pokład załadowany został sprzęt wojskowy i amunicja, które popłynęły prosto do Rosji. Nie jest jasne, czy broń pochodziła z RPA, ale sama obecność rosyjskiego statku w południowoafrykańskim porcie wojskowym narusza deklarowaną przez Pretorię naturalność.

Prezydent RPA Cyril Ramaphosa, jak przystało na przywódcę próbującego zachować twarz, a raczej dwie, prowadzi różne gry dyplomatyczne. Oskarżeń Amerykanów nie potwierdził ani im nie zaprzeczył. Obiecał powołać specjalną komisję śledczą w tej sprawie, a do prowadzenia jej ściągnął z emerytury jednego z najbardziej zasłużonych południowoafrykańskich sędziów. Ale gdy kilka dni po słowach Brigety’ego zadzwonił do niego Putin, Ramaphosa przegadał z nim sposoby zacieśnienia współpracy. Do krytyki Amerykanów wykorzystał natomiast swoich ministrów, którzy zarzucili Waszyngtonowi obrażanie RPA bez dowodów. Ambasador USA został wezwany na konsultacje do MSZ, ukazały się komunikaty o obustronnych poprawnych relacjach. Ale ani słowa potępienia Rosji.

Czytaj też: Lula tuli się do Chin, Rosji nie potępia. Zachód się denerwuje

Długa historia współpracy z Moskwą

RPA ma długą historię współpracy z Moskwą, pamiętającą jeszcze czasy apartheidu. W drugiej połowie XX w. głównym źródłem zamożności Pretorii był eksport, głównie złota i diamentów. Te drugie przynosiły ogromne zyski przede wszystkim z powodu monopolistycznej pozycji na rynku, którą RPA dzieliło z ZSRR. Oba kraje zawarły szereg umów będących po prostu zmowami cenowymi, ale ponieważ były największymi graczami na rynku, bez problemu mogły dyktować warunki.

Poza tym w czasie zimnej wojny ani Moskwie, ani satelickim reżimom w bloku wschodnim nie przeszkadzał faszyzm apartheidowskich władz. PRL też handlowała z RPA na potęgę. Po upadku muru berlińskiego sytuacja zmieniła się tylko nieznacznie. Rosjanie nadal inwestowali w południowoafrykańskie górnictwo, zacieśniała się współpraca militarna. Przyjaźń osiągnęła szczyt na początku XXI w., kiedy Putin dopiero zaczynał neoimperialną krucjatę przeciwko Zachodowi, a Globalne Południe pod wodzą Luli w Brazylii i przy sporym udziale RPA szukało przeciwwagi dla Ameryki. W 2009 r. po raz pierwszy spotkali się przywódcy formatu BRICS – Pretoria dołączyła już rok później.

Dzisiaj RPA w gronie antyamerykańskich przywódców czuje się bardzo swobodnie – czego dowodem były chociażby lutowe ćwiczenia marynarek wojennych, przeprowadzone z Chińczykami i właśnie Rosjanami. Zdjęcia z oficjalnej części tego wydarzenia, pokazujące rosyjskich oficjeli w galowych mundurach w południowoafrykańskich bazach wojskowych, wprawiły w spory dyskomfort nie tylko Waszyngton, ale i europejskich polityków, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, tradycyjnie ważnym gospodarczo partnerze RPA.

Czytaj też: Putin walczy na wielu frontach. Najemnicy Kremla sieją postrach na świecie

Zachód jest bezradny

Im dłużej trwa wojna, tym mniej cierpliwości Zachód zdaje się mieć do takich gestów i zachowań. Dało się to zauważyć na szczycie G7 w japońskiej Hiroszimie. Przywódcy wystosowali coś w rodzaju miękkiego ultimatum do krajów popierających Rosję, grożąc konsekwencjami za pomoc Kremlowi. Jak zwykle jednak zabrakło konkretów. Co by to miało oznaczać? Sankcje? Izolację? Zerwanie porozumień handlowych?

Trudno wierzyć w skuteczność i jednomyślność forum G7, skoro w Hiroszimie nie udało się osiągnąć np. konsensusu w sprawie sankcji na rosyjskie diamenty. Jeśli dodać do tego podziw, jaki w wielu miejscach w RPA budzi Władimir Putin – jako przywódca, który stawia się Zachodowi – ciężko się spodziewać, by przyjaźń Moskwy i Pretorii została przez północne potęgi złamana.

Czytaj też: Chiny i Rosja. Czy smok zje niedźwiedzia

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną