525. dzień wojny. Czego białoruskie śmigłowce szukały w Polsce? To nie był przypadkowy wlot
A w Ukrainie poranek znów zaczął się od ataku shahedów, czyli irańskich prymitywnych pocisków skrzydlatych, zwanych też dronami kamikadze. Atakowano Kijów i Odessę, przy czym pod tą ostatnią niestety udało się trafić w elewator zbożowy, zapewne niszcząc jego zawartość. Kijów jest lepiej broniony i shahedy nie zdołały dokonać w nim większych zniszczeń, choć dwa zestrzelono dopiero nad miastem, a ich szczątki spadły na tereny zabudowane.
Ukraińska ofensywa posuwa się w niewielkim tempie. Tamtejsze ministerstwo obrony poinformowało, że na kierunku bachmuckim odzyskano w ciągu ostatniego tygodnia zaledwie 2 km kw. na południe od miasta, zaś na osiach południowego natarcia, w kierunku na Berdiańsk i na Melitopol – 12 km kw. Wynika z tego, że w warunkach niesamowicie rozbudowanej rosyjskiej obrony ofensywa naprawdę posuwa się bardzo powoli. Najwyraźniej Ukraińcom brakuje silnej mocy uderzeniowej, by mogli tę obronę rozmiękczyć efektywnymi, precyzyjnymi uderzeniami lotniczymi. W państwach NATO też nie ma koncepcji przełamywania takiej obrony przy utrzymaniu własnych strat na rozsądnym poziomie. W takich sytuacjach recepta państw zachodnich jest prosta: wezwać lotnictwo. Innych pomysłów po prostu nie ma.
A co mają wezwać Ukraińcy, skoro nie są w stanie wywalczyć powietrznej przewagi wobec niesamowicie rozbudowanej obrony przeciwlotniczej oraz wciąż silnemu lotnictwu?