Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Republikanie debatowali bez Trumpa. Kto wypadł najlepiej?

W Milwaukee w stanie Wisconsin odbyła się w środę wieczorem (czasu USA) pierwsza telewizyjna debata republikańskich kandydatów do nominacji prezydenckiej w przyszłorocznych wyborach. W Milwaukee w stanie Wisconsin odbyła się w środę wieczorem (czasu USA) pierwsza telewizyjna debata republikańskich kandydatów do nominacji prezydenckiej w przyszłorocznych wyborach. Jonathan Ernst / Reuters / Forum
Debata miała odpowiedzieć na pytanie o to, który z pretendentów ma szansę dogonić Donalda Trumpa, cieszącego się poparciem ponad 60 proc. republikańskich wyborców.

W Milwaukee w stanie Wisconsin odbyła się w środę wieczorem (czasu USA) pierwsza telewizyjna debata republikańskich kandydatów do nominacji prezydenckiej w przyszłorocznych wyborach. Ośmioro polityków przez prawie dwie godziny spierało się ze sobą, starając się zdobyć serca i umysły Amerykanów. W debacie, sponsorowanej przez konserwatywną telewizję Fox News, nie uczestniczył Donald Trump, według sondaży na razie zdecydowany faworyt. Były prezydent zignorował ją, uznając, że mając przewagę kilkudziesięciu procent, nie musi stawać do konfrontacji – wystawiając się na ataki rywali, mógłby tylko stracić.

Kto, jeśli nie Trump?

Można by oczekiwać, że kandydaci, którzy wystąpili w debacie, wykorzystają unik Trumpa i wytkną mu tchórzostwo. Zabrakło im jednak odwagi, chociaż niektórzy byli krytyczni – była ambasador ONZ w jego gabinecie Nikki Haley powiedziała, że Trump ma wady dyskwalifikujące go do ponownego wyboru na ten urząd, były gubernator New Jersey Chris Christie oskarżył go o naruszanie norm moralnych. Ale kiedy prowadzący debatę moderatorzy – Brett Baier i Martha McCallum – zapytali uczestników, czy w razie uznania Trumpa winnym zarzucanych mu przestępstw poprą jego kandydaturę na prezydenta, jeśli zostanie nominowany, wszyscy podnieśli ręce na „tak” z wyjątkiem Christie i gubernatora Arkansas Asy Hutchisona.

Debata miała odpowiedzieć, choćby częściowo, na pytanie o to, który z pretendentów ma szansę dogonić Trumpa, cieszącego się poparciem ponad 60 proc.

Reklama