Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Amerykanie zestrzelili turecki dron. W Syrii trzeszczy, potencjał chaosu jest ogromny

Amerykański F-16 w czasie operacji zwalczania Państwa Islamskiego w Syrii i Iraku Amerykański F-16 w czasie operacji zwalczania Państwa Islamskiego w Syrii i Iraku US Air Force / Flickr CC by SA
Dziesięć lat zajęło Turcji i USA przejście z pozycji sojuszników zwalczających Baszara Asada w Syrii do wzajemnych gróźb, politycznych kłótni o Kurdów, a wreszcie otwartego strzelania do siebie. Na razie na szczęście tylko do bezzałogowych dronów.

W piątek Pentagon ogłosił, że w pobliżu bazy sił specjalnych USA w Hasace w północno-wschodniej Syrii pojawił się turecki dron bojowy. W odległości około kilometra od niej został zestrzelony przez amerykański F-16. Nikt nie zginął. Pentagon i dowództwo tureckich sił zbrojnych porozumiały się i „zdekonfliktowały” całe wydarzenie. Amerykanie ogłosili, że nie są nawet do końca przekonani, czy dron był wymierzony w bazę, i zestrzelili go na wszelki przypadek. Turecki MSZ pojednawczo poinformował, że „zaginął im jeden UAV” (czyli dron), ale incydent nie miał żadnego wpływu na przebieg bieżących operacji w Syrii.

Baszar Asad: dyktator z krwią na rękach, który wszystkim pasuje

Kurdowie między Turcją i Ameryką

Niegroźny incydent odbył się w trakcie operacji sił zbrojnych Turcji przeciwko miejscowym Kurdom. Tego samego dnia z rąk Turków zginęło ośmiu bojowników Powszechnych Jednostek Ochrony (YPG), kurdyjskich milicji walczących z tzw. Państwem Islamskim. W przeszłości YPG był częścią SDF, czyli Syryjskich Sił Demokratycznych, ściśle współpracujących z Amerykanami. Incydent z dronem przypomniał, że Amerykanie wciąż stacjonują i walczą w Syrii i pozostają w sojuszu z miejscowymi Kurdami. Tymi samymi, których z kolei Turcja niemal od początku wojny domowej w Syrii intensywnie zwalcza.

Przyczyną obecnej eskalacji był

  • Baszar Asad
  • Bliski Wschód
  • Kurdowie
  • NATO
  • Syria
  • Turcja
  • Reklama