Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

617. dzień wojny. Czy Rosjanie zamrozili konflikt i czekają na upadek Ukrainy? Na to wygląda

Ukraiński żołnierz w rejonie Charkowa, koniec października 2023 r. Ukraiński żołnierz w rejonie Charkowa, koniec października 2023 r. Alina Smutko / Reuters / Forum
Wydaje się, że Rosjanie zdołali zamrozić konflikt w Ukrainie i choć działania zbrojne są tam intensywniejsze, przypomina to sytuację z lat 2015–22, kiedy świat nie widział nawet, że toczy się tam jakaś wojna.

W rejonie Awdijiwki Rosjanie spowolnili ostatnio swoje ataki, bo przyniosły im masę znaczących strat w ludziach, ale też i w sprzęcie. Październik był dla nich pod tym względem czarnym miesiącem. Próbowano tu atakować na różne sposoby, ze wsparciem pancernym i bez, z silniejszym czy słabszym wsparciem artyleryjskim. Przeważnie ujawniały się znaczne braki w wyszkoleniu, bo pojazdy pancerne działały niezależnie od piechoty, bez odpowiedniego współdziałania i wzajemnej osłony, utrzymywania szyków zwiększających przeżywalność na polu walki, obserwacji otoczenia, przy zbyt słabym i mało dokładnym rozpoznaniu nieprzyjacielskich pozycji. Przykładem mogą być zdjęcia rosyjskiego czołgu, który stał sobie na skraju lasu, zupełnie niezamaskowany, gotów do otwarcia ognia, gdyby otrzymał wezwanie od piechoty. Stał sobie i stał, aż trafił go bezpośrednio artyleryjski pocisk kierowany GPS typu Smart 155 lub podobny i rozwalił na kawałki. Tradycyjnie wieża fruwała w powietrzu jak wielka patelnia, a załoga dołączyła do znacznego już zasobu „Gruz 200”, czyli zabitych.

Z kolei ataki ludzkimi falami, które są przez Rosjan nazywane „mięsnymi szturmami”, prowadzone są najczęściej przez jednostki Sztorm-Z, czyli bataliony sformowane z więźniów z poważnymi wyrokami. W rosyjskich koloniach karnych oferuje im się darowanie reszty wyroku, jeśli zgodzą się na półroczną służbę frontową w Ukrainie. W istocie jest to jednak pułapka, bo końca służby i ewentualnej amnestii dożywa mniej niż 10 proc.

Reklama