Rusza COP28 w Dubaju. Unikniemy katastrofy klimatu? Jeszcze nie wszystko stracone
Już rok temu, przed COP27 w egipskim Szarm el-Szejk, wpływowy tygodnik „The Economist” wezwał, by przestać się łudzić i porzucić marzenie o celu ograniczenia wzrostu temperatury atmosfery do 1,5 st. C. Przypomnijmy, że ten poziom ambicji klimatycznych został przyjęty w 2015 r. podczas szczytu w Paryżu. Naukowcy zgromadzeni w Międzyrządowym Panelu ds. Zmian Klimatycznych ONZ (IPCC) policzyli, co jest potrzebne, żeby się udało. Świat musiałby ograniczyć emisje gazów cieplarnianych o ponad połowę do 2030 r., a w 2050 osiągnąć klimatyczną neutralność.
Między celami a ponurą rzeczywistością
Problem w tym, że z wyjątkiem roku pandemii emisje gazów cieplarnianych, zamiast maleć, cały czas rosną. 2022 r. przejdzie do historii jako rekordowy – niestety pod względem wielkości emisji, a nie ich ograniczania. Jest jednak szansa, że 2024 r. także przejdzie do historii jako przełomowy, po którym emisje już rosnąć nie będą. Bo mimo wszystko coś na rzecz klimatu i niezbędnej zielonej transformacji robimy – systematycznie przybywa odnawialnych źródeł energii, zmienia się struktura gospodarek. Spowolnienie gospodarcze Chin i najprawdopodobniej już trwałe zmniejszenie dynamiki wzrostu w tym kraju ma niebagatelny wpływ na globalny bilans emisji.