Świat

Chiny zwijają się do środka. Ale czy reszta świata może się z tego cieszyć?

Xi Jinping podczas 20. kongresu Komunistycznej Partii Chin w 2022 r. Xi Jinping podczas 20. kongresu Komunistycznej Partii Chin w 2022 r. Andy Wong / Associated Press / East News
Noblista Paul Krugman pisze na łamach „New York Timesa”, że błędy w zarządzaniu państwem, prymitywny sektor finansowy i brak osłony socjalnej niszczą od środka chińską gospodarkę. Skutki mogą wpłynąć na cały globalny układ sił.

W międzynarodowej społeczności eksperckiej na temat Chin panuje teraz konsensus: gospodarka wyhamowała i nie widać powodów do optymizmu. Ma to odzwierciedlenie w ocenie ich potencjału ekonomicznego, a przez to politycznego i strategicznego. Prędkość, z jaką Pekin z czołowego zagrożenia dla Zachodu spadł do rangi gracza o umiarkowanej sprawczości, jest zadziwiająca. Nagle po dekadach galopującego wzrostu analitycy i dyplomaci dostrzegają coś na kształt „ludzkiej twarzy” Chin: słabość, limity, wewnętrzne kryzysy.

Stagnacja, deflacja, betonowa polityka Xi

Adam Tooze, ekonomista z nowojorskiego uniwersytetu Columbia, bardzo popularny w sieci, mówi na łamach „Wall Street Journal”, że gospodarka Państwa Środka zmienia bieg. Z kolei Adam Posen, harwardzki ekonomista z think tanku Peterson Institute for International Economics, wróży Chinom w „Foreign Affairs” wieloletnie problemy gospodarcze, które mogłyby dać szansę USA na utrwalenie dominującej pozycji w Azji (tu rywalizacja z Pekinem jest najdotkliwsza). „The Economist” zauważa, że nawet ośrodki decyzyjne w Chinach widzą oznaki hamowania, a nastroje, zarówno konsumenckie, jak i wśród polityków, są najgorsze od lat. Ian Johnson, badacz z prestiżowego Council for Foreign Relations, pisze, także w „Foreign Affairs”, o „stagnacji Xi Jinpinga”. Jak dodaje, to niejako kronika zapowiedzianych kłopotów, bo o słabnących wskaźnikach ekonomiści alarmowali co najmniej od roku.

Johnson stawia ciekawą tezę, w pewnym sensie powieloną przez Paula Krugmana w „New York Timesie”: owszem, Chiny nie rosną tak jak w poprzednich latach z „konwencjonalnych” powodów: gorszej sytuacji demograficznej, pękającej bańki na rynku nieruchomości, mniejszej wydajności przemysłu. Ale nie byłoby tak źle, gdyby nie aspekt polityczny. Czyli ideologiczny beton, który wylał na gospodarkę Xi. „Zwrot ku wewnątrz bez realnego progresu”, pisze Johnson w „Foreign Affairs”.

Wyliczankę można długo kontynuować. Redakcja „Financial Timesa” piórem Jamesa Kynge’a zauważa, że w lipcu Chiny oficjalnie weszły w stan deflacji. Przez spadek cen, pisze publicysta, ludzie odraczają zakupy, spada konsumpcja. A Chiny potrzebują jej jak tlenu, by odbić się po trudnych pandemicznych latach. Deflacja to zresztą problem nie tylko dla Pekinu. Kynge przytacza dwie dane: 35 proc. – tyle według Międzynarodowego Funduszu Walutowego wynosi udział Chin w światowym wzroście gospodarczym planowanym na bieżący rok. A jeśli dodać szeroko rozumiany obszar Azji Południowo-Wschodniej, wychodzi aż 67 proc.

Czytaj też: Chiny mają sposób na słabych

Chiński szczyt może już za nami

Jak na łamach „Washington Post” zauważa Catherine Rampbell, świadomi kłopotów Chińczycy zaczynają cenzurować debatę. Przestali regularnie publikować dane na temat gospodarki, co ma powstrzymać panikę na rynkach, a działa dokładnie odwrotnie. Rampbell wymienia dwa powody: po pierwsze, ukrywanie informacji wcale nie sprawia, że rośnie zaufanie inwestorów. Po drugie, jest dowodem głębokiej dysfunkcjonalności klasy politycznej, która nie dość, że nie umie rozwiązać problemów swojego społeczeństwa, to nawet się z nimi nie konfrontuje. Bo musiałaby przyznać się do błędów.

Liczby nie kłamią. Jak wylicza Bloomberg, chińska gospodarka funkcjonuje dwutorowo, a jedna jej gałąź rozwija się w przeciwnym kierunku do drugiej. Sektory określane mianem „nowej ekonomii” (startupy, energia odnawialna, zaawansowane technologie, mikroprocesory) w pierwszej połowie roku rosły w tempie 6,5 proc., odpowiadając za 17 proc. PKB. Ale w tym samym czasie w budownictwie, które – wraz z przyległymi branżami – stanowi aż jedną piątą PKB, odnotowano 8-proc. spadek.

Spadają zatem ceny mieszkań, tymczasem nieruchomości stanowią aż 70 proc. majątku chińskich rodzin i aż 40 proc. zabezpieczeń kredytów bankowych (dane za Citigroup). Wszystko to razem prowadzi do konkluzji sformułowanej przez Daniela Dreznera, profesora stosunków międzynarodowych z Tufts University w Bostonie, który pisze, że „być może debata o Chinach wreszcie zrównała się z rzeczywistym obrazem tego kraju. Być może chiński szczyt już za nami”.

Podkast: Chiny budzą się ze snu. Na czym polega ich fenomen?

Dlaczego Chiny mają kłopoty

O ile wszyscy się zgadzają, że Chiny mają kłopoty, o tyle zgody co do powodów i skutków tego stanu rzeczy jeszcze nie ma. Wspomniany Krugman wskazuje na przyczyny strukturalne i ekonomiczne. Konsumpcja spada, słabnie gospodarka – a przedsiębiorstwa mniej chętnie inwestują, co domyka, a zarazem nakręca koło negatywnych procesów. To tym bardziej niebezpieczne, że gospodarstwa domowe w Chinach mają naprawdę sporo oszczędności, głównie właśnie w sektorze nieruchomości.

Skąd ten pęd do odkładania na czarną godzinę? Chodzi o demografię, mówi Krugman. Przyrost naturalny wynosił w ubiegłym roku 1,09. Żeby utrzymać tzw. zastępowalność pokoleń, potrzeba wyniku na poziomie 2,1. W dodatku, co niedawno zauważył główny komentator ds. międzynarodowych „Financial Times” Gideon Rachman, młodzi Chińczycy, zwłaszcza 30- i 40-latkowie z klasy średniej, to pokolenie polityki jednego dziecka. Starsi – wiedząc, że nie mogą liczyć na finansową pomoc młodszych (bo zwyczajnie ich nie ma lub mają własne problemy) – trzymają pieniądze, zamiast inwestować. Drugą przyczyną jest brak dość rozwiniętej sieci wsparcia ze środków publicznych. Państwo nie zapewnia pomocy, a Chińczycy są coraz bardziej aspirującym społeczeństwem. Dochodzi do tego relatywnie słaby rynek finansowy i centralizacja. Oceanu oszczędności nie ma gdzie ulokować.

Nieco inaczej na przyczyny hamowania Chin patrzą specjaliści od stosunków międzynarodowych. Wspomniany Ian Johnson sugeruje, że pod wodzą Xi Chiny stale się izolują. Świat jest niestabilny, co dla niektórych (np. szefa ECFR Marka Leonarda) miało być szansą na ekspansję Chin, ale zdaniem Johnsona cofnie Pekin o kilka kroków. Xi zdecydował się bowiem przeczekać zewnętrzne kryzysy, kierując siły do wewnątrz. Komunistyczna Partia Chin szuka stabilności i w jej imię poświęci innowację i rozwój technologiczny. Co więcej, pisze Johnson, Xi nie ufa sektorowi prywatnemu, który nie chce być w całości poddany decyzjom władz. Brak reform, sztywność, doktryna oparta na cywilizacyjnej wyższości – to wszystko sprawia, że Chiny zwijają się do środka.

Czytaj także: Czy smok zje niedźwiedzia

Czy Zachód ma powody do radości?

Co to znaczy dla świata? Tu ciekawy argument na portalu Realclearworld.com przedstawił Erik Gartzke, politolog z University of California San Diego. Wskazuje on, że chińskie hamowanie znacząco oddala ryzyko wojny o Tajwan i konfliktu z USA. Mówi się w tym kontekście o tzw. teorii tranzycji władzy, która zakłada, że gdy dochodzi do rywalizacji supermocarstwa słabnącego (w tej roli obsadzano USA) ze wschodzącym (Chiny), to pierwsze może zaatakować, „zanim będzie za późno” – czyli zanim rywal stanie się silniejszy. Do pokonania USA militarnie i gospodarczo Chinom nagle dalej niż jeszcze rok czy dwa lata temu. Dlatego, podsumowuje Gartzke, jeśli nie będzie tranzycji władzy, nie będzie wojny.

Nie oznacza to jednak, że Zachód może się wyłącznie cieszyć. Spowolnienie w Chinach od razu odbija się na całym regionie. Co prawda kraj odnosi sukcesy w dyplomacji, ale mogą się one okazać krótkotrwałe. Dobrym przykładem jest niedawne rozszerzenie BRICS o sześć państw, przeprowadzone pod batutą Pekinu przy wyraźnym niezadowoleniu zwłaszcza Indii i Brazylii. Xi nie zamierza budować partnerstw opartych na różnorodności i szacunku, tylko raczej przekonywać nowych sojuszników do własnej wizji świata. Już teraz kreuje to napięcia, np. dodana do BRICS Argentyna czuje, że nagle musi określić się w sprawie inwazji Rosji na Ukrainę. A zaraz będzie rządzona przez nowe prawicowe władze (które Chin organicznie nienawidzą).

Są oczywiście jeszcze optymiści, którzy wierzą, że Pekin się odbije. Keyu Jin, politolożka z London School of Economics, w rozmowie z Gideonem Rachmanem z „FT” podkreśla, że ekosystem innowacji w Chinach jest silniejszy niż beton Xi, a w administracji są osoby otwarte na współpracę z biznesem, np. premier Li Qiang, który w czasach szefowania partii w Szanghaju sprowadził do miasta m.in. fabrykę Tesli. Pojedyncze ruchy mogą jednak nie wystarczyć. Chiny są rozedrgane, a z nimi trzęsie się spora część globu.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Ranking najlepszych galerii według „Polityki”. Są spadki i wzloty. Korona zostaje w stolicy

W naszym publikowanym co dwa lata rankingu najlepszych muzeów i galerii sporo zmian. Są wzloty, ale jeszcze częściej gwałtowne pikowania.

Piotr Sarzyński
11.03.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną