729. dzień wojny. Jak Rosja może sprowokować Zachód i dlaczego tak śmiało sobie z nami poczyna
Na początek ciekawostka. Jurij Gemel, przewodniczący niemieckiej „kulturalno-narodowej autonomii Krymu”, podniósł kwestię wypowiedzenia Niemcom układu z 12 września 1990 r. w sprawie uznania ich kraju w granicach po zjednoczeniu. Idea spodobała się przedstawicielowi Rady Federacji Rosji Siergiejowi Cekowowi. Pytanie brzmi: czy to oddolna inicjatywa, a Władimir Putin czyta o niej ze zdumieniem, czy jest jednak nieco inaczej? Po co Rosja rozważa sytuację, w której nie uznaje państwa niemieckiego? Czy jej plany „rozwoju” sięgają dalej niż Polski? Warto sprawę śledzić.
Z kolei 28 lutego parlament nieuznawanego Naddniestrza ma wnioskować do Federacji Rosyjskiej o przyjęcie w jej skład. Ciekawe, jak się będą ze sobą komunikować – na szczęście to nie nasz problem. Z wojskowego punktu widzenia nic się nie zmieni, bo Rosja nie ma jak przerzucić wojsk do Naddniestrza ani jak ich zaopatrywać.
Trudno też pominąć nieszczęsny artykuł z „New York Timesa”, który znów nieświadomie wspiera propagandę Kremla. Po sławetnym tekście o rzekomej gotowości Rosjan do negocjacji teraz pisze o panicznym wycofaniu Ukrainców z Awdijiwki, bałaganie, setkach ofiar i jeńcach, których nie mogą się doliczyć dowódcy. Dementuje te wieści rzecznik Tawrijskiej Grupy Wojsk. Można nie wierzyć w oficjalne oświadczenia ukraińskiej strony, ale w dobie social mediów takie doniesienia wypłynęłyby natychmiast. A uczestnicy akcji piszą, że wycofanie było trudne, pod silnym ostrzałem artyleryjskim, ale uporządkowane i sprawne jak na zastane warunki.