730. dzień wojny. Putin leci bombowcem. Przed kim ten pokaz mocy? Maszyna jest do niczego
Dmitrij Miedwiediew, członek Rady Bezpieczeństwa Rosji, były prezydent, stwierdził, że prędzej czy później wojska będą musiały zająć Kijów i inne ukraińskie miasta. Dla Kremla i dowódców to jasne, że Rosja jest na dobrej drodze do zwycięstwa. Wielu ludziom na Zachodzie marzą się negocjacje, a tu mamy odpowiedź: po co? Kreml nie widzi takiej potrzeby, bo może realizować swoje cele, czyli zająć całe państwo, bez żadnych negocjacji, które byłyby tylko przeszkodą w swobodnym organizowaniu zajętych terenów.
Wiele chyba nauczyły zachodnich przywódców próby negocjowania z Putinem w pierwszym roku wojny, gdy jawnie z nich zakpił. To była strata czasu. Na pytanie, czy zostanie jakaś część Ukrainy, którą Rosja uzna, Miedwiediew odpowiedział, że całą należy zdenazyfikować, zdemilitaryzować i uczynić neutralną, jej władze muszą upaść i nie mogą pozostać na tej ziemi, jak to ujął. Ukraina ma być zależna i uległa jak Białoruś, choć w istocie Kreml nie określił jasno, co zamierza z nią zrobić w razie ostatecznej wygranej. Co ciekawe, Miedwiediew dodał, że nie wie, gdzie Rosja powinna się zatrzymać, ale musi stworzyć kordon zabezpieczający ją przed atakiem. Obawa przed NATO to rzecz niesamowita – warto tę narrację przeanalizować, co niedługo zrobimy.
Najgorsze, że Miedwiediew bez żenady zapowiedział czystki i represje na terenach okupowanych. Stwierdził, że ci, którzy Rosji szkodzą, muszą zostać ukarani, przesiedleni na Syberię. Stalin problem Tatarów Krymskich rozwiązywał podobnie.
Rosjanie wciąż więc nacierają. W rejonie Kupiańska zostali odparci, a tuż na południe od Dońca, w kierunku na Biłohoriwkę, parła 7.