Brazylia idzie na wojnę z Muskiem i wyciąga wtyczkę. Nikt tu nie jest do końca bez winy
Awantura trwała od kwietnia, ma kilka kontekstów – w tym polityczny – i nic nie jest w niej czarno-białe. Na pierwszy rzut oka historia wydaje się banalnie prosta. Oto amerykański miliarder, ewangelista wolności słowa w internecie, otrzymuje od sędziego z Brazylii nakaz prowadzenia skuteczniejszej moderacji na należącej do niego platformie. Byłoby to jednak sprzeczne z filozofią bogacza, który przy okazji nie chce też płacić kar nakładanych na inne jego biznesy.
Po drugiej stronie sporu, na jego nieszczęście, stoi inny heros, tyle że działający w obronie praworządności. Alexandre de Moraes z Sądu Najwyższego to człowiek daleko wykraczający poza salę sądową. Walka przyjmuje więc charakter ambicjonalny, a legislacja pozwala Moraesowi na wiele, nawet jeśli część decyzji musi sobie wyinterpretować. Wymiar sprawiedliwości straszy więc miliardera, a ten uważa, że stoi ponad prawem. Wreszcie sędziemu kończy się cierpliwość i wyciąga wtyczkę.
Moraes: sędzia, który ruszył autobusy
Tak przedstawiona historia z blokadą X w Brazylii nie byłaby ani ciekawa, ani warta wzmianki. Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana. Alexandre de Moraes to jeden z najważniejszych w kraju obrońców praworządności. Był zaciekłym krytykiem poprzedniego prezydenta, prawicowego populisty Jaira Bolsonaro – i pozostaje nim do dzisiaj. W ciągu ostatnich dwóch lat wydał co najmniej kilkanaście decyzji, które wzbudziły sporo kontrowersji. To on m.in. kazał policjantom wstrzymać kontrole autobusów na autostradach w dniu ostatnich wyborów prezydenckich – w większości jechali nimi wyborcy