Rekonstrukcja rządu w Ukrainie. Jaki jest sens tej operacji? Kieruje Zełenski, władzę ma Jermak
Zmiana najbardziej spektakularna to odejście Dmytra Kułeby, ministra spraw zagranicznych. Polityk znany i ceniony w świecie, choć w Polsce zostanie zapamiętany po jednym z ostatnich swych występów – wypowiedzią o rzezi wołyńskiej i akcji „Wisła” podczas Campusu w Olsztynie. Jak wyjaśniała Jagienka Wilczak, nie za tę „wpadkę” Kułeba stracił posadę.
Znawcy korytarzy ukraińskiej polityki mówią, że jego los był przesądzony już wiosną, kiedy do MSZ na stanowisko zastępcy ministra wysłano Andrija Sybihę, zastępcę szefa Biura Prezydenta.
Wołodymyr Zełenski i jego rząd
Sybiha rzeczywiście zastąpił poprzednika, który miał coraz trudniejsze relacje z Zełenskim, a jeszcze gorsze z Andrijem Jermakiem, szefem prezydenckiej administracji. To Jermak trzyma w ręku najważniejsze tematy polityki zagranicznej, zwłaszcza relacje ze Stanami Zjednoczonymi, to on odpowiadał za Globalną Konferencję Pokojową w Szwajcarii. Teraz, obsadzając MSZ swoim człowiekiem, konsoliduje zarządzanie polityką zagraniczną w spójny, kontrolowany przez Biuro Prezydenta i jego szefa system.
Sybiha w roli szefa MSZ, choć podobnie jak Kułeba nie będzie miał zbyt dużo autonomii, daje nadzieję na nowe otarcie w relacjach polsko-ukraińskich. Na pewno zna lepiej Polskę i polską specyfikę, jest też doświadczonym dyplomatą. Nie on jednak będzie decydował o ewentualnych zwrotach w polityce zagranicznej, choć jego bliższe relacje z Andrijem Jermakiem dają szansę na lepszą komunikację z centrum władzy.
Inne zmiany nie są już tak spektakularne, ale dobrze ilustrują sens całej operacji. Odejście Denysa Maluśki ze stanowiska ministra sprawiedliwości było zapowiadane już dawno, należał do najgorzej ocenianych członków gabinetu. Ołeksandr Kamyszin, szef Ukraińskich Kolei, który zasłynął na początku wojny, pokazując znaczenie zarządzanego przez siebie przedsiębiorstwa dla ewakuacji milionów osób, objął później funkcję ministra odpowiedzialnego za przemysły strategiczne. Do jego zadań należał rozwój zdolności produkcyjnych przemysłu zbrojeniowego, co zrealizował z powodzeniem.
Teraz zamienił posadę w rządzie na stanowisko zastępcy szefa Biura Prezydenta. W Polsce taka roszada oznaczałaby degradację. W Ukrainie jest jednoznacznie odczytywana jako awans. Tym bardziej że na stanowisku rządowym zastąpił go 32-letni Herman Smetanin, kierujący dotychczas Ukrobronpromem, czyli państwowym koncernem zbrojeniowym. Smetanin to człowiek Kamyszina, Kamyszin z kolei stał się człowiekiem Jermaka. Kolejny kluczowy kawałek ukraińskiej rzeczywistości został skonsolidowany.
Rząd Andrija Jeremaka
Olha Stefaniszyna, wicepremierka i ministra odpowiedzialna za europejską i euroatlantycką integrację, utrzymała fotel wicepremierki i dostała w bonusie ministerstwo sprawiedliwości. Iryna Wereszczuk, wicepremierka i ministra odpowiedzialna za reintegrację terenów tymczasowo okupowanych przez Rosję, odeszła z rządu, jej resort przestał istnieć, a ona sama napisała w swym kanale na Telegramie, że idzie do Biura Prezydenta. Wielomiesięczny wakat na stanowisku ministra kultury wypełnił Mykoła Toczycki, zastępca Andrija Jermaka. Ministerstwo odbudowy, które wchłonęło resort reintegracji, objął Witalij Kułeba, zastępca szefa Biura Prezydenta, czyli Andrija Jermaka.
Złośliwi dziennikarze piszą, że powstał rząd Andrija Jermaka. Rzeczywiście, w czasie całej operacji najmniej mówiono o nominalnym premierze Denysie Szmyhalu. Postać na tyle bezbarwna i bez politycznego wpływu, zajmująca się administrowaniem rządem, że nikt nie wpadł na pomysł, by zamieniać dobre lepszym. Bo i tak krajem kieruje prezydent Wołodymyr Zełenski, a rządzi szef jego Biura Andrij Jermak.
Rekonstrukcja to nic innego jak konsolidacja tego modelu władzy. Czy przyniesie skutki w postaci wzrostu efektywności pracy i skuteczności? Wszak prezydent Zełenski zapowiedział, że idzie jesień pełna wyzwań i potrzebuje nowej energii w rządzie. Czy zapewnią ją w większości starzy ludzie, tylko poprzesuwani na inne stanowiska?
Czytaj też: Wszyscy jesteśmy żołnierzami. Ukraińcy znaleźli sposób, żeby radzić sobie z wojną
Nie po myśli Zełenskiego
„The Economist”, komentując rekonstrukcję ukraińskiego rządu, zauważył, że wcale nie pokazuje siły prezydenckiego kręgu władzy. Okazało się bowiem, że nie wszystkie głosowania w Radzie Najwyższej w sprawie dymisji szły po myśli prezydenta. Coraz słabsza współpraca, nie mówiąc o kontroli parlamentu, jest narastającym problemem. Jak podliczyli analitycy, od początku inwazji tylko ok. jednej trzeciej trafiających z rządu do Rady propozycji aktów normatywnych zyskuje poparcie. Ciągle jeszcze można liczyć na większość w sprawach o strategicznym znaczeniu, czyli przy projektach ustaw dostosowujących Ukrainę do wymogów integracji europejskiej, ale parlament staje się coraz bardziej nieprzewidywalny.
Koncentracja władzy wykonawczej nie w rządzie, tylko w Biurze Prezydenta, któremu rząd został de facto podporządkowany, przy pogarszających się relacjach z parlamentem nie musi wcale prowadzić do istotnego wzmocnienia tej władzy ani jej skuteczności.