Co przyniósł szwajcarski szczyt w sprawie Ukrainy. I dlaczego trzy ważne kraje nie złożyły podpisu
Gdyby nie pomniejsze ruchy na marginesie dwudniowej konferencji, wydarzenie można być wręcz pominąć. Wszystko przebiegło bowiem zgodnie z przewidywalnym scenariuszem. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przyznał bez ogródek, że rozmowy pokojowe mogłyby się zacząć „nawet jutro”, pod warunkiem że Rosjanie opuszczą jego kraj, w tym oczywiście Donbas i Krym. Poparli go inni przywódcy, a przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen nazwała szczyt „właściwą drogą do pokoju”. Ale „ten cel nie zostanie osiągnięty w pierwszym kroku”, dodała, dokonując niejako samoograniczenia. I dowodząc, że wpływ takich konferencji na front jest minimalny. Zwłaszcza że nie uczestniczą w nim wszyscy najważniejsi aktorzy konfliktu, wliczając kraje zaangażowane pośrednio lub politycznie.
Czytaj też: Czy wieszczący szybki upadek Ukrainy mają rację? Odkłamujemy krążące mity
Zachód po stronie Zełenskiego
Rosyjskich dyplomatów w Szwajcarii nie było, formalnie z powodu braku zaproszenia od ukraińskiego prezydenta. W praktyce politycy Kremla od lutego 2022 r. unikają pokazywania się na forach multilateralnych z udziałem przedstawicieli Zachodu. Władimir Putin nie uczestniczy w nich z oczywistych względów, od marca 2023 jest ścigany listem gończym wydanym przez MTK w Hadze.