947. dzień wojny. Wuhłedar pada. Ukraińscy dowódcy nie uczą się na błędach. Czego się boją?
Wczorajsze straty Rosji według Sztabu Generalnego Ukrainy: 1370 zabitych i rannych, 21 czołgów, 48 innych pojazdów pancernych, 58 dział artylerii polowej i moździerzy, dwa systemy przeciwlotnicze i 58 ciężarówek.
Gen. płk Aleksiej Diumin, doradca prezydenta Rosji, z wykształcenia wojskowego saper, funkcjonariusz Federalnej Służby Ochrony, ogłosił tymczasem, że sztab ma plan na odzyskanie ziem w obwodzie kurskim. Ale jak to, sztab generalny? Przecież Putin wyznaczył FSB do kierowania operacją. A FSB skarży się, że dowódcy wojskowi nie wykonują poleceń bezpieczniaków, tylko działają według własnych planów. Efekty tego bałaganu widać. Poza splądrowaniem sklepów i innych miejsc, z których da się wynieść coś cennego, Rosjanie jak na razie wiele w obwodzie kurskim nie osiągnęli. Wojsko jakby chciało pokazać, że FSB nie radzi sobie z kierowaniem operacjami typowo militarnymi. Nie trzeba w sumie specjalnie tego udowadniać – policyjni dowódcy z FSB znają się na czymś całkiem innym, choć trzeba przyznać, że i wśród policjantów trafi się samorodny talent. Znamy takich, co potrafią nieźle walnąć z granatnika.
Rosjanie koncentrują się na wschodnim odcinku frontu, od Kupiańska po Donieck, ze szczególnym naciskiem na stronę południową. Dlatego w północnej części obwodu charkowskiego sytuacja jest bez zmian. Ataki Rosjan są wyłącznie nękające, nastawione na wykrwawianie przeciwnika. W rejonie Kupiańska uderzają energiczniej, ale też nie udało im się wiele zyskać, zostali odparci. To samo pod Siewierskiem. Pod Czasiw Jarem zanotowali niewielkie postępy.
W Torećku linia frontu bez zmian, za to pod Pokrowskiem Rosjanie zdobyli kolejny skrawek terenu, wbijając się tutaj coraz dłuższym i szerszym klinem.