Wierny żołnierz Trumpa i Jezusa. Pete Hegseth przesłuchany w Senacie, Europa musi mieć się na baczności
Premierowe wysłuchanie Pete’a Hegsetha, pierwszego rozpatrywanego w Senacie kandydata na sekretarza w gabinecie Donalda Trumpa, było poprzedzone wielkimi emocjami. Ostatecznie okazało się bardzo przewidywalne. Jakby wbrew metce szaleństwa przyszytej 47. prezydentowi i jego ludziom żadna rewolucja w sprawach bezpieczeństwa nie została ogłoszona, żaden sojusz nie został zerwany, na razie nie podano recepty na zakończenie żadnej wojny w 24 godziny.
Zgodnie z oczekiwaniami prawdopodobny sekretarz obrony zaprezentował się przed senacką komisją ds. sił zbrojnych jako człowiek niemający wielkiej strategicznej wizji ani nawet przybliżonej odpowiedzi, jak przeciwstawić się głównym zagrożeniom dla Ameryki i świata. Sprawnie za to posługiwał się dobrze znanymi Republikanom hasłami, powtarzał ideologiczne zaklęcia ruchu MAGA i oczywiste ogólniki wzięte z oficjalnych dokumentów Pentagonu.
Przewidywalne było też jego „grillowanie” przez bojowo nastawionych opozycyjnych senatorów z Partii Demokratycznej, zwłaszcza senatorki oburzone komentarzami o nieprzydatności kobiet w służbie wojskowej, z których Hegseth nie umiał się nawet przekonująco wycofać. Gdyby nie pomoc Toma Cottona, poległby. Jak na złotoustego prezentera popularnej telewizji słabo zdał egzamin z komunikacyjnej sprawności.
Czytaj też: Grupa Ramstein skończyła grać? Trump rozsiewa niepewność.