Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Musk korzysta z ogromu władzy, budzi coraz większy niepokój. Dla Trumpa jest jak piorunochron

Protest zwolenników przywrócenia USAID, Waszyngton, 5 lutego 2025 r. Protest zwolenników przywrócenia USAID, Waszyngton, 5 lutego 2025 r. Tom Williams / CQ Roll Call via AP / East News
Samo odchudzenie federalnej biurokracji jest dla Amerykanów zrozumiałe. Cięcia dokonywane przez Elona Muska nie przypominają jednak subtelnej operacji chirurgicznej, tylko wyrąb lasu z użyciem siekier i pił mechanicznych.

Coraz większy niepokój i protesty wzbudza działalność Elona Muska, szefa biura DOGE, czyli „Departamentu Efektywności Rządu”, który ma radykalnie zmniejszyć personel federalnej administracji w USA. Najbogatszemu człowiekowi na świecie, bez doświadczenia w sektorze publicznym i bogacącemu się na kontraktach rządowych, Donald Trump powierzył decyzje, kogo zwolnić i jakie rządowe programy kontynuować.

Elon Musk i jego asystenci

Musk pracuje z ekipą młodych asystentów stażystów, przeważnie ekspertów komputerowych, w tym byłych hakerów. Niektórzy okazali się ekstremistami o rasistowskich poglądach, jak 25-letni Marko Elez, który w DOGE uzyskał dostęp do zarządzanego przez Departament Skarbu tajnego systemu wypłat państwowych pensji i benefitów socjalnych, a więc i wgląd w delikatne dane osobiste obywateli. Elez zamieszczał w sieci wpisy szerzące nienawiść do Hindusów, licznie reprezentowanych w kręgach specjalistów z Doliny Krzemowej. Promował też „eugeniczną politykę imigracyjną”, co miało oznaczać, że do USA należy wpuszczać na stały pobyt tylko obcokrajowców z wysokim IQ albo białych z Europy.

Biały Dom poinformował, że Elez podał się już do dymisji, ale wiceprezydent J.D. Vance oświadczył następnego dnia, że należy go ponownie zatrudnić. A w piątek Trump wychwalał personel DOGE i powiedział, że ci, którzy krytykują ten urząd, „nie lubią Ameryki”. Tymczasem DOGE nie pracuje transparentnie – nie odpowiada zwykle na pytania mediów o detale swojej działalności.

Reklama