Trump zwalnia generałów. Można zacząć panikować. Czystka bez precedensu, reguł już nie ma
32 dni po objęciu władzy prezydent USA ogłosił zmianę przewodniczącego kolegium szefów połączonych sztabów, formalnie najważniejszego oficera w amerykańskich siłach zbrojnych. Stanowisko stracił gen. Charles Q. Brown, którego sam Donald Trump w swoim czasie mianował zwierzchnikiem lotnictwa. W pożegnalnym wpisie też stwierdził, że to godny szacunku dżentelmen i świetny przywódca, ale najwyraźniej przestał pasować do układanki.
Czarnoskóry generał stał się symbolem „wokizmu”, który ekipa Trumpa zwalcza, choć nikt nie jest w stanie udowodnić, że zaszedł tak wysoko w wyniku jakichś ideologicznych preferencji. Brown stał się ofiarą nowej ideologii – symbolicznego niszczenia przejawów wielokulturowości oraz odwracania, niezależnie od kosztów, decyzji Joego Bidena. Gdy w czasie kampanii Trump sugerował czystkę wśród najwyższych dowódców, a potem nominat na sekretarza obrony Pete Hegseth mówił o tym już wprost, amerykańscy eksperci od bezpieczeństwa wciąż powątpiewali – bo taki ruch to trzęsienie ziemi.
Czytaj także: Trump zaskakuje codziennie, Europa się budzi. Jakie są trzy główne cele Putina?
Reguł już nie ma
A jednak się zdarzył. Niedawno Hegseth mówił całkiem otwarcie, że najgłupszym przesłaniem w armii jest „siła w różnorodności”. Na celownik wziął nie tylko Browna. Stanowisko straciła też kobieta, pani admirał stojąca na czele operacji morskich, czyli w praktyce potężnej marynarki wojennej USA. Do admirał Lisy Franchetti w tej turze czystek dołączył biały mężczyzna, czterogwiazdkowy generał lotnictwa James Slife, zastępca szefa sztabu sił powietrznych.