Świat

W Londynie powstaje Zachód bez Ameryki. Ale Europa nie mówi jednym głosem

Szczyt europejski z Ukrainą Szczyt europejski z Ukrainą Javad Parsa / Ritzau Scanpix Norway / Forum / Forum
Do stolicy Wielkiej Brytanii przyjechał prezydent Wołodymyr Zełenski, przedstawiciele NATO, UE i państw europejskich, ale też Kanady oraz Turcji. Zabrakło jednak krajów bałtyckich. To więcej niż zgrzyt.

Ukraiński prezydent przybył do Londynu prosto z Waszyngtonu, tuż po fiasku negocjacji z Donaldem Trumpem. Zełenski najpierw spotkał się z premierem Wielkiej Brytanii Keirem Starmerem, który zapewnił go, że Brytyjczycy „będą z Ukraińcami aż do końca”. Już od kilku tygodni rząd Partii Pracy mniej lub bardziej dosadnie zdradza ambicje przejęcia roli Stanów Zjednoczonych w europejskiej architekturze bezpieczeństwa. O intencjach Brytyjczyków – i możliwości ich wprowadzenia w życie – pisaliśmy w „Polityce” ze szczegółami, wskazując, że Londyn nie zamierza przy tym antagonizować Waszyngtonu.

Z praktycznego punktu widzenia zaangażowanie Wielkiej Brytanii w ewentualny kontyngent na terytorium Ukrainy byłoby trudne do przeprowadzenia – przynajmniej na wystarczającym poziomie, by zapewnić bezpieczeństwo Ukrainie, czyli w liczbie od 30 do 40 tys. żołnierzy w rotacyjnych misjach. Już pojawiają się głosy, że to niewykonalne i całkowicie zbędne. Z szeregów Torysów, a także polityków skrajnie prawicowego Reform UK słychać, że Wielka Brytania zrobiła wystarczająco dużo dla Ukrainy – niech teraz ten ciężar biorą na siebie inni.

Zwykłe przeoczenie

W Londynie próbowano jednak przede wszystkim przekazać światu gotowość Europy do szybkiego działania. Sekretarz generalny NATO Mark Rutte potwierdził, że usłyszał od pozostałych europejskich przywódców „niesłyszane wcześniej zapewnienia zwiększenia wydatków na obronność”. Nie chciał rozmawiać z mediami o szczegółach. Niedługo potem Keir Starmer zadeklarował, że Brytyjczycy udostępnią Ukraińcom 2,01 mld dol. na zakup pocisków artyleryjskich i amunicji.

Na Wyspy Brytyjskie przylecieli m.in. premier Kanady Justin Trudeau, Mark Rutte, ale też szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen i szef tureckiego MSZ Hakan Fidan. Polskę reprezentował premier Donald Tusk. Obecni byli także przedstawiciele państw nordyckich, od dawna wiodących w kwestii zwiększania wydatków na obronność i walki z rosyjskim zagrożeniem. Pod tym względem coraz wyraźniej rysuje się sojusz państw północy z Polską. Ze społeczności eksperckiej i dyplomatycznej dobiegają głosy o jedności perspektyw i potrzebie zacieśnienia współpracy.

Nie przeszła bez echa nieobecność przywódców państw bałtyckich, również będących w awangardzie sprzeciwiania się rosyjskiemu imperializmowi. Starmer oficjalnie przeprosił za brak zaproszenia dla reprezentantów Litwy, Łotwy i Estonii. Trudno jednak uznać to za zwykłe przeoczenie, zwłaszcza w momencie, w którym Europa potrzebuje jedności. To właściwie potwierdzenie tezy, że dla zachodniej Europy państwa bałtyckie nie mają znaczenia strategicznego. Co z kolei byłoby samospełniającą się przepowiednią, że w przypadku rosyjskiej inwazji na te kraje Francuzi, Brytyjczycy czy Holendrzy nie ruszą im z pomocą.

Koalicja chętnych

Ze stolicy Wielkiej Brytanii politycy wyjeżdżają z konsensusem co do gotowości stworzenia „koalicji chętnych” do obrony Ukrainy (i reszty Europy) przed dalszą rosyjską agresją. Utrzymana zostanie pomoc militarna dla Kijowa, europejskie stolice zwiększą też wydatki na obronność. Przywódcy zgodzili się, że nie może dojść do żadnych rozmów pokojowych bez udziału ukraińskich władz.

Zrealizować ją w całości będzie ciężko, zwłaszcza przy obrażonej na cały świat administracji Trumpa. Wciągnięcie Amerykanów w inicjatywę pokojową nawet w szczątkowym zakresie będzie kluczowe. Bez amerykańskiego wsparcia w rozpoznaniu, wymianie wywiadowczej i bez zaangażowania w powietrzu europejskie państwa mogą ostatecznie nie zgodzić się na udział swoich żołnierzy w jakiejkolwiek misji stabilizacyjnej.

Na tym tle wyraźnie wybijają się jednak dwie europejskie postaci. Pierwszą jest uczestnicząca w londyńskim szczycie premierka Włoch Giorgia Meloni, która domaga się jak najszybszego zwołania szczytu UE-USA. Jak sugerują analitycy, w tym Anton Szekowcow z wiedeńskiego think tanku Centre for Democratic Integrity, Meloni najprawdopodobniej przekazała w Londynie Zełenskiemu, że będzie musiał ukorzyć się i przeprosić liderów spod znaku MAGA. Niewykluczone, że ukraiński prezydent to zrobi, sugeruje Szekowcow, bo zdaje sobie sprawę ze skutków piątkowej awantury w Gabinecie Owalnym.

Drugi głos, którego nie da się już ignorować, należy do Viktora Orbána, który w liście do szefa Rady Europejskiej Antonia Costy napisał, że Budapeszt nie poprze dalszego wsparcia militarnego Kijowa przez Unię Europejską. Orbán zagroził Coście, że jeśli zdanie Węgier nie zostanie przyjęte jako oficjalne stanowisko Wspólnoty, Unia ryzykuje „wysłanie w świat przekazu o braku europejskiej jedności”. Nie jest to oczywiście pierwszy ani ostatni szantaż węgierskiego premiera.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Ranking najlepszych galerii według „Polityki”. Są spadki i wzloty. Korona zostaje w stolicy

W naszym publikowanym co dwa lata rankingu najlepszych muzeów i galerii sporo zmian. Są wzloty, ale jeszcze częściej gwałtowne pikowania.

Piotr Sarzyński
11.03.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną