Skandal z lekkomyślnym ujawnieniem przez kierownicze grono administracji Donalda Trumpa planów wojny z rebeliantami Huti w Jemenie jest od wtorku głównym tematem politycznych debat w Waszyngtonie. Nie wiadomo jeszcze, jakie będą konsekwencje wobec winnych. Wątpliwe jednak, by odpowiedzialność ponieśli najważniejsi członkowie ekipy prezydenta.
Tajne dane mogły wpaść w ręce Rosji
Jej sensacyjną kompromitację ujawnił redaktor naczelny magazynu „The Atlantic” Jeffrey Goldberg. 15 marca ponad 20 osób z wierchuszki rządu, m.in. sekretarz stanu Marco Rubio, sekretarz obrony Pete Hegseth, doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego Michael Waltz, a także dyrektor CIA John Radcliff – ale bez Trumpa – odbyło naradę na temat planowanego ataku na Huti za dwie godziny tego samego dnia. Oficjele omawiali temat zdalnie, przez telefon, korzystając z aplikacji Signal, uważanej za bezpieczną. Pozwala użytkownikom kamuflować tożsamość inicjałami i zapewnia, że wiadomości znikają po pewnym ustalonym czasie. Korzystają z niej często politycy i dziennikarze.
Jeżeli jednak tematem rozmowy są informacje tajne, jak plany wojenne, wymaga to korzystania z lepiej zabezpieczonych specjalnych rządowych środków komunikacji albo rozmowy nie przez telefon, lecz osobiście w bezpiecznym pomieszczeniu. Aplikacja Signal uchodzi za podatną na wyciek informacji w zależności od tego, na jakich nośnikach jest używana, oraz od miejsca, w jakim znajdują się korzystające z nich osoby.
Tymczasem jednym z uczestników narady był specjalny wysłannik Trumpa na Bliskim Wschodzie i w Rosji Steve Witkoff, który akurat był tego dnia w Moskwie, gdzie