Kiedy Beniamin Netanjahu po raz pierwszy podniósł publicznie kwestię zagrożenia płynącego ze strony programu nuklearnego Iranu, był 1992 r. Nikt nie spodziewał się wówczas, że właśnie ten temat wyniesie izraelskiego polityka na sam szczyt władzy, stanie się jego życiową misją i prawdziwą obsesją.
Argument ten powtórzył również w środę 16 czerwca, podkreślając w wywiadzie udzielonym amerykańskiej stacji ABC News, że wejście w posiadanie broni nuklearnej przez islamską republikę stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo nie tylko dla jego kraju, ale i całego świata. Jego zdaniem Iran jest już „o krok” od osiągnięcia celu, a skoordynowane ataki rakietowe mają „cofnąć rozwój projektu o lata”. Aby owo zagrożenie powstrzymać, tylko od piątku 13 czerwca Izrael zaatakował m.in. kompleksy technologii nuklearnej w Isfahanie, Natanz, Fordo i Teheranie. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej informuje zaś o możliwości skażenia radiologicznego i chemicznego w jednym z nich.
Czytaj też: Co chce osiągnąć Netanjahu? Stawia wszystko na jedną kartę, poczuł się jak król
Weaponizacja i targeted killing
Czy Iran faktycznie był jednak o rzeczony krok od wejścia w posiadanie słynnej A-bomb? Jeśli opierać się na estymacjach regularnie dostarczanych nam przez Netanjahu, islamska republika powinna stworzyć swoją bombę już kilkunastokrotnie. Zdaniem izraelskiego wywiadu krok dzielił Iran od osiągnięcia celu m.in. w 1992 r., 1996, 2008, 2010, 2013, 2022 czy, finalnie, 2025.