Zapomniany cmentarz
Gaza: wielki cmentarz i wielki głód. Netanjahu odwrócił uwagę od tej wojny. Robi, co chce
Przed wojną w aglomeracji Rafah w południowej części Strefy Gazy mieszkało 275 tys. osób. W północnej Bajt Lahiji niespełna 110 tys. A w sąsiednim obozie Dżabalija – 56 tys. Dziś wszystkie te miejsca to głównie ruiny. – Ponad 80 proc. terytorium Strefy Gazy objęte jest nakazami ewakuacji lub zostało zamienione w strefę zmilitaryzowaną, do której Palestyńczycy nie mają dostępu. Ma to bezpośredni wpływ na życie 90 proc. mieszkańców – wyjaśnia Milena Ansari z jerozolimskiego biura Human Rights Watch.
Na mapie rzucają się w oczy tylko trzy nieobjęte restrykcjami miejsca – miasto Gaza oraz skrawki położonych na południe Dajr al Balah i Chan Junus. Na tych niespełna 20 proc. przedwojennego terytorium upchnięto ponad 2 mln Palestyńczyków. – Sytuacja jest rozpaczliwa. Gdziekolwiek spojrzeć, ruiny i morze namiotów, zdesperowani ludzie żyjący w skrajnie nieludzkich warunkach. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam jakikolwiek stojący budynek w Rafah – mówi mieszkająca od pięciu lat w Gazie Olga Cherevko, rzeczniczka oenzetowskiej agencji OCHA, która zajmuje się koordynacją pomocy humanitarnej. – Pierwsze skojarzenia? Wielki cmentarz i wielki głód.
Mąka za cenę życia
Od początku konfliktu zginęło ponad 55 tys. Palestyńczyków, a 130 tys. zostało rannych. Szacuje się, że pod gruzami może być jeszcze nawet 6 tys. ciał. – Mamy udokumentowane przypadki ludobójstwa, czym jest również ograniczanie dostępu do wody, a także czystek etnicznych – dodaje Milena Ansari.
Według najnowszego raportu OCHA 100 proc. (2,1 mln) mieszkańców Gazy boryka się z poważnym niedoborem żywności, z czego milion stoi w obliczu kryzysu, a sytuację 470 tys. określa się jako katastrofalną.