1256. dzień wojny. Miedwiediew grozi USA, Trump wysyła okręty atomowe. Zaczęło się niewinnie
Ukraińskie drony dalekiego zasięgu zaatakowały dziś rano rafinerię ropy w Nowokujbyszewsku koło Samary (obwód samarski). Wybuch, zarejestrowany za pomocą telefonu i pokazany w sieci, był imponujący i wywołał poważny pożar. Trzeba to oglądać z dźwiękiem, by sobie przyswoić kwieciste przekleństwa. Język Puszkina i Dostojewskiego jest, jak się okazuje, przebogaty. Płonie też rafineria w Riazaniu. Widać, że Ukraińcy znów atakują w nadziei na zadanie dotkliwych strat gospodarce Rosji i jej logistyce, by sprowokować „siłowików” do reakcji i obalenia Władimira Putina. To właściwie jedyna szansa dla Kijowa, ale o tym jutro.
Według amerykańskiej rządowej aplikacji FIRMS pokazującej miejsca pożarów intensywnie płonie też zaplecze bazy lotniczej Primorsko-Achtarsk nad Morzem Azowskim, skąd Rosjanie wystrzeliwują drony Gerań. Ucierpiał poza tym posterunek radarowy dalekiego zasięgu w Feodozji (w pobliżu mostu Krymskiego, więc ruch został wstrzymany). Pożar wybuchł w zakładach Elektropribor w Penzie (produkują sprzęt łączności radiowej i do szyfrowania), oberwał węzeł kolejowy w Uglerodowski w Rosji, przy granicy z obwodem donieckim.
Putin nie przejął się zamieszaniem, które opisujemy poniżej, i podtrzymał żądanie odwrotu ukraińskich wojsk z czterech już częściowo okupowanych obwodów. Żadne naciski nie pomogą, ani cła, ani restrykcje. Rosja musiałaby oberwać mocno na polu walki i stracić podstawowe zdolności bojowe, by była skłonna do negocjacji.
Na frontach sytuacja komplikuje się już nie tylko w rejonie Pokrowska. Półpętla rosyjskich wojsk, oskrzydlających miasto od wschodu, południa i zachodu, zaciska się – podchodzą pod Pokrowsk od południowego zachodu i Mirhorod od wschodu.