Taki jestem zdziwiony, że aż sam się dziwię. Zagrzebany w oceany zagranicznych płyt, szczęśliwie omijam wtórne, mętne i pretensjonalne propozycje rodzimych Justyn, Edyt czy Szymonów. Aż tu nagle wpadła mi w ręce Gaba Kulka. Dokładniej, jej nowa płyta „Hat, Rabbit”. No i wpadłem. Po pierwsze, ze złośliwą satysfakcją od razu się zorientowałem, że specjaliści od nazywania muzyki będą mieli kłopot z zapakowaniem Gaby do wygodnego pudełka z odpowiednim stylem. Gaba hasa sobie po stylistykach (pop, rock, jazz), nastrojach i dźwiękach tak, jak jej serce dyktuje, a dyktuje znakomicie. Po drugie, trzecie i następne wszystko tu jest bardzo dobre.
Kompozycje artystki, jej polskie i angielskie teksty i (także jej własne) aranżacje są nowoczesne i nie wdzięczą się do słuchacza podobieństwami do masówki „czołowych stacji radiowych”. Doskonałe, klarowne i dynamiczne jest brzmienie płyty – dla takich nagrań warto mieć kawałek porządnego sprzętu grającego. Poprzednia płyta Gaby, „Out”, była przedsięwzięciem intrygującym, ale, jak by powiedzieli Anglosasi, „low profile”, czyli niezbyt ostentacyjnym. Na „Hat, Rabbit” mamy artystkę w rozkwicie, imponująco panującą nad całością dzieła. Duże brawa!
Gaba Kulka, Hat, Rabbit, Mystic Production 2009