Społeczeństwo

Rehabilitacja puszczalstwa

Czy da się pokojowo żyć z wieloma partnerami równocześnie?

Słowo poliamoria po raz pierwszy usłyszałam trzy lata temu. Warszawski kochanek podesłał mi link do poświęconego jej bloga – poradnika Tomka Kuleszy. 

Wcześniej moje wielomiłości nazywałam rodziną z wyboru. A jeszcze wcześniej, przez 13 lat żyłam w związku monogamicznym. To był mężczyzna mojego życia, zakochaliśmy się w sobie śmiertelnie na studiach. Rozstaliśmy się 6 lat temu, bo zrozumiałam, że się nie nadaję do tradycyjnego życia rodzinnego. Pomyślałam wtedy, że najbardziej odpowiadałaby mi wolna miłość, ale oparta na bliskości i szczerości. Zbudowałam sobie w Gdańsku-Wrzeszczu singielskie mieszkanie, w którym nie chcę na stałe mieszkać z żadnym partnerem. 

Współpracowałam wtedy na co dzień z partnerami znad Bałtyku i z Brukseli. Zdecydowałam się na relację z kochankiem szwedzkim i kochankiem fińskim. Kochanek fiński nie był poliamoryczny z przekonań. Był w separacji z żoną. Myślał tak: jestem wolny, ty jesteś wolna, to się spotykajmy na namiętny seks. Nie rozmawialiśmy wiele o uczuciach, jemu nie przeszkadzało, że spotykam się także z kochankiem szwedzkim. Ja nie dopytywałam o jego relacje z innymi kobietami, choć on nie taił ich obecności w swoim życiu. Byliśmy szczerzy.

Kochanek szwedzki  natomiast – z pokolenia '68 r. – żył w otwartym związku rodzinnym: z partnerką z dziećmi oraz z wieloma kochankami, o których mówił. To mnie fascynowało, choć na początku nie chciałam poznawać jego kobiet. Wstydziłam się, nie potrafiłam jeszcze przepracować zazdrości, choć kochanek szwedzki mnie do tego zachęcał. On swoich zachowań nie definiował, nie mówił „jestem poliamoryczny”. Jemu głównie chodziło o wolność, seks i uczciwość.

Decydując się tę relację, musiałam zmienić myślenie, wyeliminować zazdrość i złość. Najbardziej na początku irytowało mnie to, że w danym momencie nie jestem najważniejsza, że nie możemy się spotkać wtedy, gdy ja tego chcę, bo on akurat spotyka się z inną. Jestem osobą racjonalną i pragmatyczną, więc tłumaczyłam sobie: OK, teraz nie, ale za tydzień spędzimy dwa  namiętne dni. Więc po co się niecierpliwić? Ten mechanizm musiałam w sobie wyćwiczyć. Świadomie odkrywałam swoje negatywne emocje i natychmiast je przepracowywałam, nie pozwalając, by się zakorzeniły.

To jest trudne w praktyce. Wymaga ogromnego zaangażowania, przekraczania kulturowych norm, eliminowania własnych ograniczeń i barier. Potrzebna jest ciągła uwaga i nieustanne rozmowy. Tak, rozmowy w poliamorii są najważniejsze. Trzeba nieustannie pytać siebie i partnerów: jak ja to czuję, jak ty to czujesz, jak odbieramy świat, dlaczego tak, co nam nie pasuje.

Partner szwedzki lubił opowiadać o doświadczeniach z innymi kobietami, o ich zachowaniach, konkretnych sytuacjach erotycznych. Najpierw nie bardzo chciałam tego słuchać. To wynikało z moich polskich zahamowań. Bo jesteśmy wychowani w domach, gdzie na ogół nie mówi się o seksualności, zwłaszcza o seksualności kobiet, choć oczywiście erotyzm jest stale obecny, ale jako takie „hmm, coś”. W Szwecji natomiast, dzięki konsekwencji feministek i mężczyzn – feministów, o seksie – także o seksualności kobiet – mówi się otwarcie, bez tabuizacji. Na tym polega równość. Te rozmowy z kochankiem szwedzkim mnie otworzyły. Rozmawialiśmy po angielsku. Później, z polskimi partnerami, uświadomiłam sobie, jak bardzo ograniczony jest nasz język, jak trudno po polsku opowiedzieć o bliskości, o miłości, o doświadczeniach seksualnych.       

Mój późniejszy warszawski kochanek opowiadał dużo i filozoficznie, jaka to świetna sprawa ta poliamoria. Ale po trzech miesiącach się przyznał, że ma partnerkę, która nie akceptuje otwartych związków, mimo że jest wyemancypowaną feministką. Ja doskonale rozumiem postawę tej partnerki, nikt nie może nikomu narzucać drogi wielomiłości, dzielenia się intymnością. Warszawski kochanek zaproponował takie rozwiązanie: spotykamy się dalej, on bierze winę na siebie, bo to „męska sprawa”. Nie zgodziłam się. Nie na tym polega poliamoria. Nie wolno nikogo krzywdzić.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Andrzej Duda: ostatni etap w służbie twardej opcji PiS. Widzi siebie jako następcę królów

O co właściwie chodzi prezydentowi Andrzejowi Dudzie, co chce osiągnąć takimi wystąpieniami jak ostatnie sejmowe orędzie? Czy naprawdę sądzi, że po zakończeniu swojej drugiej kadencji pozostanie ważnym politycznym graczem?

Jakub Majmurek
23.10.2024
Reklama