Pasją Macieja Adamkiewicza jest żeglarstwo. I choć swoje hobby, które zrodziło się w harcerskiej drużynie wodnej, porzucił na rzecz produkcji lekarstw, nadal czuje się tak, jakby nigdy nie zszedł na ląd. Wysokie fale i silny wiatr dodają mu energii. – Uwielbiam rozwiązywać problemy. Gdy ich nie ma, czuję się niepotrzebny – mówi jak rasowy biznesmen, choć ten 40-letni chirurg sztuki zarządzania nigdzie się – poza własną firmą – nie uczył.
Dziś czuje się tak, jakby właśnie rozpoczynał nowy rejs. Jakby firma Adamed, którą zbudował wraz z ojcem 20 lat temu i którą kieruje wspólnie z żoną od sześciu, wypływała na nowe wody. Tym razem kierunek Ameryka! W połowie maja do tamtejszych aptek trafił Kolpexin – jego własny wynalazek, polecany kobietom z problemami nietrzymania moczu i obniżeniem narządów rodnych. – Te przypadłości są w Stanach Zjednoczonych zaliczane do siedmiu najpoważniejszych chorób społecznych. Walczymy o rynek wart 28 mld dol. – mówi Adamkiewicz. Uważa, że nowa terapia poprawi pacjentkom komfort życia i w wielu wypadkach pozwoli uniknąć kosztownego leczenia operacyjnego.
Na początek chciałby, aby sprzedaż Kolpexinu osiągnęła wartość 10 mln dol. rocznie. Niedawno wrócił z USA z pierwszego spotkania z kilkuosobową grupą przedstawicieli medycznych, którzy będą wprowadzać nowy produkt. – Polskie firmy farmaceutyczne nie miały dotąd wielu doświadczeń na tym rynku. Pierwsi musimy przecierać nowe szlaki, ale wierzę, że się uda. Jeśli FDA, czyli amerykańska Komisja ds. Żywności i Leków, zarejestrowała nasz produkt, dlaczego teraz nie mielibyśmy odnieść sukcesu w sprzedaży?
20 lat temu w Pieńkowie nieopodal Warszawy, gdzie dziś w parterowych budynkach 50 chemików i biologów pracuje nad nowymi związkami przydatnymi w leczeniu cukrzycy i raka, znajdowała się kurza ferma. Dziadek właściciela Adamedu prowadził hodowlę drobiu – nawet w socjalizmie rodzinę cechowała smykałka do biznesu. Ojciec ginekolog miał dobrze prosperujący gabinet prywatny i koniecznie chciał zostać przedsiębiorcą wytwarzającym środki przydatne w jego specjalności.
Zaczęli od plemnikobójczych globulek, by w 1991 r. wejść do aptek z Furaginem – popularnym preparatem do leczenia infekcji dróg moczowych, którego substancję aktywną dr Marian Adamkiewicz sprowadził po rozpadzie ZSRR z Łotwy. Ludzie farmacji patrzyli wtedy na jego małą firmę, zatrudniającą raptem pięć osób, z przymrużeniem oka. – Bez eksportu na Wschód rozpoczynanie produkcji leków wydawało się nieopłacalnym biznesem. Adamkiewicz zaryzykował i z pomocą syna konsekwentnie budował pozycję przez kilkanaście lat – wspomina Cezary Śledziewski, prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego, w którego utworzenie przed czterema laty zaangażował się również Adamed.
Dziś wartość majątku rodziny Adamkiewiczów wyceniana jest na około 600 mln zł. Na liście najbogatszych osób w polskiej farmacji i medycynie, układanej od dwóch lat przez miesięcznik „Menedżer Zdrowia”, małżeństwo Macieja i Małgorzaty niezmiennie zajmuje trzecie miejsce (za Jerzym Starakiem, właścicielem Polpharmy, i Ryszardem Krauze, głównym akcjonariuszem Biotonu). Z kolei na liście stu najbogatszych przedsiębiorców magazynu „Forbes” właściciele Adamedu figurują na 20 pozycji. – Póki nie wchodzimy na giełdę, medialne wyliczenia wartości mojego majątku specjalnie mnie nie emocjonują – mówi Maciej, który po śmierci ojca w 2000 r. stanął za sterem firmy. Obserwatorzy przypisują sukces firmy intuicji jej właściciela, a także umiejętności przewidywania przez niego trendów światowej medycyny. Adamed wyrósł dziś na największego obok Polpharmy producenta polskich pigułek.
Mniej przychylni nazywają to jednak strategią wynajdywania luk w prawie patentowym i nie wierzą, by mogło się to odbywać bez pomocy przyjaciół.
Jak więc było z Amlozekiem, popularnym lekiem obniżającym ciśnienie, który po swoim debiucie w 1998 r. błyskawicznie wyparł z rynku Norvasc – oryginalny specyfik Pfizera, amerykańskiego giganta w światowym przemyśle farmaceutycznym? Kto doradził Adamkiewiczom, by opracowali własny sposób produkcji amlodypiny? Kto im podsunął myśl, by w ogóle zacząć łamać monopol zachodnich koncernów farmaceutycznych i sprytnie omijać ich patenty?
Jeden ze znawców rynku podejrzewa, że dobrym duchem całego przedsięwzięcia mógł być prof. Aleksander Mazurek, wieloletni szef Komisji Rejestracji Leków, prywatnie zaprzyjaźniony z Adamkiewiczem seniorem. Inny nie wyklucza z kolei, że być może firma miała lepszy dostęp do informacji, czy konkurenci nie pracują już nad podobnymi lekami. A na tym rynku informacja to klucz do sukcesu. Olbrzymie dochody zdobywa ten, kto pierwszy z niską ceną szturmem wejdzie na listę refundacyjną i podbije rynek. Adamedowi udawało się to za każdym razem, gdy rejestrował swoje najważniejsze dotąd leki: na nadciśnienie, schizofrenię i zwężenie oskrzeli.
Sam prof. Mazurek zdecydowanie odcina się od jakichkolwiek prób łączenia go z Adamedem: – Znałem doktora Adamkiewicza, bo mieszkaliśmy w tej samej dzielnicy, ale nie byliśmy ze sobą nawet po imieniu. Jako lekarz był przygotowany do samodzielnej pracy z lekami, miał wyczucie rynku i nigdy mnie nie pytał o radę. Nie przypominam sobie takiej sytuacji, bym miał go do czegoś nakłaniać.
Własny pomysł na produkcję amlodypiny był trafionym strzałem. – Osiągnęliśmy to, nad czym pracowało wiele firm farmaceutycznych z całego świata – własny patent na amlodypinę – podkreśla Adamkiewicz. Ale trzeba dodać, że Polska nie była jeszcze wtedy członkiem Unii Europejskiej i nie podlegaliśmy jej surowej jurysdykcji w zakresie prawa patentowego. Budujące swoją pozycję na rynku UE zagraniczne koncerny nie widziały w polskich firmach konkurentów, przed którymi warto by się dodatkowo zabezpieczać.
Dlatego wejście na rynek Adamedu z Amlozekiem wprawiło Pfizera w osłupienie. Tym większe, że polski produkt okazał się sześciokrotnie tańszy od Norvascu i radykalnie wyparł z rynku leków przeciwnad-ciśnieniowych amerykańskiego giganta. – Na Amlozeku zarobili tyle, że mogli inwestować w kolejne badania – sugeruje znawca rynku. Dziś Polacy kupują rocznie 5 mln opakowań tego leku, a eksport kwitnie: do Hiszpanii, Portugalii, Czech, Chorwacji, Węgier i Finlandii.
Historia powtórzyła się w 2002 r., gdy Adamed zarejestrował swoją olanzapinę, sprzedawaną pod nazwą Zolafren chorym na schizofrenię. Tym razem boleśnie ugodzony został inny światowy wytwórca – firma Eli Lilly, która do dziś toczy sądowy spór z polską firmą o naruszenie patentu. Sąd Apelacyjny uchylił korzystny dla Adamedu wyrok, jaki zapadł w pierwszej instancji, wskutek czego sprawą zajmuje się ponownie warszawski Sąd Okręgowy. W międzyczasie sprzedaż amerykańskiej olanzapiny spadła o połowę, przychody skurczyły się o kilkadziesiąt milionów złotych, a zatrudnienie straciło prawie 100 osób. – Nie czuję się winny, ponieważ nasz lek oparty jest na innej formie polimorficznej niż olanzapina Eli Lilly. To tak, jakby porównywać różne formy krystaliczne cukru: kryształ z pudrem. Za to po obniżeniu ceny na leczenie psychiatryczne stać obecnie blisko 45 tys. więcej pacjentów, niż gdy monopolistą był zachodni koncern – tłumaczy Maciej Adamkiewicz.
Testowanie granic praw patentowych to dla niego żywioł, z którym świetnie sobie radzi. Rok po wypuszczeniu olanzapiny Adamed przystąpił do podboju rynku leków stosowanych w chorobach płuc i znów z sukcesem wprowadził Zafiron, produkt dziesięciokrotnie tańszy od szwajcarskiego oryginału firmy Novartis. Jeszcze w tym roku (jak głosi plotka, bo Adamed nie ujawnia swych planów) ma się pojawić w aptekach polski klopidogrel zwany aspiryną XXI w., którego oryginalne opakowania sprzedaje za ponad 300 zł koncern Sanofi-Aventis. Czy i ta firma pozwie wkrótce Adamed do sądu? Bo to, że będzie musiała obniżyć cenę, by nie oddać walkowerem rynku, jest niemal pewne.
– Współpracujemy z trzema kancelariami prawnymi, ale decyzje o wyborze strategii obrony podejmuje zarząd, często po konsultacji ze światowymi ekspertami w dziedzinie prawa patentowego – podkreśla Adamkiewicz. Sam wiele godzin poświęcił na zgłębianie jego tajników. Tego samego wymaga od swoich pracowników.
Stefan Bogusławski, szef IMS Poland – firmy badającej rynek farmaceutyczny, chwali strategię Adamedu: – Leki odtwórcze będą nabierały znaczenia w światowym rynku leków na receptę. Próba wprowadzenia produktów chronionych patentem jest ryzykowna, ale sukces jest niewykluczony, ponieważ presja na obniżenie kosztów farmakoterapii wzrasta.
Dobre czasy dla producentów generyków (zwanych lekami odtwórczymi) nie oznaczają braku konkurencji. – Mnie to nie zniechęca – wyznaje Adamkiewicz i znów używa żeglarskiego porównania: – Ścigamy się w regatach, które wymagają od sternika perspektywicznego myślenia. Nie można przez cały czas płynąć na czele stawki. Interesują mnie nie aktualne wyniki firmy, lecz jej pozycja w przyszłości.
Ubiegły rok nie był już tak udany dla Adamedu jak poprzedni, gdy spółka rozwijała się 80 razy szybciej od krajowego rynku leków. Przychody w 2005 r. spadły poniżej 300 mln zł, a w polskim rankingu największych korporacji farmaceutycznych wypadli poza pierwszą dziesiątkę. – To efekt zaostrzającej się konkurencji – tłumaczy właściciel. Wraz z wejściem na polski rynek nowej olanzapiny (wyprodukowanej przez słoweńską firmę KRKA i tańszej niż adamedowski Zolafren), stracił aż jedną czwartą rynku.
– Adamkiewicz zachował się dokładnie tak, jak postępują z nim producenci leków oryginalnych. Zaczął dyskredytować nowy generyk – mówi anonimowo lekarz, którego zachowanie Adamedu mocno zbulwersowało. A to przecież dopiero początek, bo w kolejce do rejestracji leków generycznych ustawia się coraz więcej wytwórców z całego świata. Właśnie dlatego Adamkiewicz coraz więcej inwestuje w rozwój prac badawczych.
Teraz szuka nowego leku przeciwcukrzycowego i onkologicznego. Badania kliniczne planuje na 2008 r., a tymczasem rozszerza współpracę naukową z Instytutem Farmaceutycznym i placówkami uniwersyteckimi. – Bez zaplecza naukowego poważna firma farmaceutyczna nie może się rozwijać – komentuje Cezary Śledziewski. – Właściciele Adamedu dobrze to pojęli, choć żmudne i kosztowne badania nowych związków są ryzykowne. Mogą się udać albo nagle zakończyć klapą.
W ciągu trzech lat w Adamedzie opracowano 19 patentów na własne formuły leków. Co prawda nie udała się ekspansja na rynek chiński, z czym władze spółki wiązały spore nadzieje. Nie wypalił też pomysł przejęcia Jelfy (Adamedu zabrakło na krótkiej liście oferentów wyłonionych przez Agencję Rozwoju Przemysłu do kupna 47 proc. akcji jeleniogórskiej fabryki leków).
– Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – konstatuje Adamkiewicz. – W Chinach mieliśmy zbyt duże problemy z rejestracją. Z kolei Jelfa jest zupełnie inaczej zarządzana. Gdyby jej zakup się udał, Adamed byłby zupełnie inną firmą. A z tym łatwo nie umiałbym się pogodzić.
Adamed jest więc nadal firmą rodzinną. Żona Małgorzata pracuje tu od szóstego roku studiów (kiedy poślubiła Macieja). Najpierw na część etatu. Potem, po odejściu z kliniki, była dyrektorem medycznym, a dziś jest dyrektorem zarządzającym. – To doskonały menedżer – chwali ją mąż. Konkurenci z Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego widzą to inaczej: Pani Małgorzata jest spontaniczna, więc do załatwiania spraw politycznych się nie nadaje. Za to trzyma firmę żelazną ręką, a Maciej reprezentuje ją na zewnątrz. No i częściej zagląda do laboratorium, bo przecież wierzy, że wkrótce stanie się pierwszym polskim twórcą całkowicie nowego leku.
Czytaj także
13 najlepszych polskich książek roku według „Polityki”. Fikcja pozwala widzieć ostrzej
Autorskie podsumowanie 2025 r. w polskiej literaturze.
Tradwife wraca. To więcej niż wybór stylu życia z przeszłości. „Trudno tu nie widzieć hipokryzji”
Ruch tradwife to nie tylko kontrowersyjny powrót do roli kobiety wyłącznie jako żony i matki, ubranej w skromne sukienki retro i fartuszki. Pastelowe influencerki tworzą sielankową przestrzeń do propagowania radykalnych, ultrakonserwatywnych ideologii. A przy okazji zarabiają. Często lepiej niż ich mężowie.
Bez recept i dilerów. Polacy przyjmują sterydy anaboliczne jak cukierki. „Test” ma wzięcie
Sterydy anaboliczne Polacy serwują sobie jak cukierki. Na sexy wygląd, lepszą wydolność, wydajność w pracy i dobry humor. Nie trzeba ani recept, ani nawet dilerów. Polska trafiła na pierwsze miejsce w Unii, jeśli chodzi o skalę nielegalnego wytwarzania substancji zabronionych.
12 najlepszych zagranicznych książek roku według „Polityki”. Zadziorne, dzikie, poetyckie
Autorskie podsumowanie 2025 r.
Cztery polityczne lekcje 2025 r. To był rollercoaster, a następne starcia będą jeszcze gwałtowniejsze
Mijający rok rozpoczął się dla obozu demokratycznego od wielkich nadziei, potem nadeszła dotkliwa wyborcza trauma, a po niej powolne podnoszenie się z politycznych gruzów. Ale też sporo przez te 12 miesięcy nauczyliśmy się na przyszłość.
Pomówmy o telefobii. Dlaczego młodzi tak nie lubią dzwonić? Problem widać gołym okiem
Chociaż młodzi niemal rodzą się ze smartfonem w ręku, zwykła rozmowa telefoniczna coraz częściej budzi w nich niechęć czy wręcz lęk.
Scarlett Johansson dla „Polityki”: Bardzo rzadko wpada mi w ręce tekst taki jak ten
Z perspektywy 40-letniej aktorki bycie ikoną seksu wydaje mi się już dość zabawną przeszłością – mówi Scarlett Johansson, amerykańska aktorka, debiutująca „Eleanor Wspaniałą” w roli reżyserki filmowej.
Ziobrowie na wygnaniu. Jak sobie poradzą? „Trafiło ich. Ale mają plan B, już trwają zabiegi”
Zbigniew Ziobro wciąż nie wraca do Polski. Jaka przyszłość czeka byłego ministra sprawiedliwości i jego żonę Patrycję – do niedawna najbardziej wpływową parę polskiej polityki?
Polska jest egzorcystyczną potęgą. Jak się wypędza szatana? To seanse przemocy, „chory proceder”
Mamy w kraju 120 aktywnych egzorcystów. Jak wygląda wypędzanie szatana i co podczas obrzędów przeżywają osoby egzorcyzmowane, opowiada Szymon Piegza, autor książki „Mieli nas za opętanych”.
Jak działał mózg nazisty? Psychiatrzy byli bezradni, doszli do niepokojących wniosków
Hollywoodzki film „Norymberga”, który właśnie wchodzi na ekrany polskich kin, śledzi relacje między nazistami i badającymi ich psychiatrami. Lekarze chcieli odkryć naturę zła.
Dudowie uczą się codzienności. Intratna propozycja nie przyszła, pomysłu na siebie brak
Andrzej Duda jest już zainteresowany tylko kasą i dlatego stał się lobbystą – mówią jego znajomi. Państwo nie ma pomysłu na byłych prezydentów, a ich własne pomysły bywają zadziwiające.