Zbiorową pamięć wypełnia nie tyle prawda historyczna, ile mityczna opowieść o dawnych przewagach lub cierpieniach. Pamięć wygrywa z historią. Już Rzymianie wiedzieli, że każdy ustrój opiera się na jakichś mitach i że mają one strukturę religijną. Theologia civilis – tłumaczona dziś jako teologia polityczna – uzasadniała sakralny charakter władzy. Natomiast theologia mythica tłumaczyła sensy opowieści sankcjonujących ład polityczny. W bliższych nam czasach mity polityczne uważano – jak Karol Marks – za formę fałszywej świadomości lub – jak Roland Barthes – za pole bitwy o panowanie nad zbiorową wyobraźnią.
Najprostsze myślenie mityczne oparte jest na historycznych analogiach. Dlatego politycy tak łatwo ubierają się w cudze piórka. Lech Wałęsa jako prezydent stylizował się niekiedy na Józefa Piłsudskiego, sugerując tym samym, że jest prawowiernym sukcesorem II Rzeczpospolitej. Natomiast Lech Kaczyński podzielił się natychmiast tą sukcesją z bratem, mówiąc „Gazecie Wyborczej”, że wprawdzie jemu jest bliższy Piłsudski, ale jego bratu – Roman Dmowski. Tym samym bliźniacy zawłaszczali obie ideowe linie Polski międzywojennej.
Narodowe mity sprawiały, że państwo mogło prezentować się swym obywatelom jako świątynia i dzieło sztuki. Nobilitowały tożsamość zbiorową i nadawały jej mistyczne znaczenie wpisując narody w boski plan zbawienia lub przynajmniej w całkiem doczesne aspiracje zawładnięcia sąsiadami. Dzięki myśleniu mitycznemu każdy naród mógł się poczuć wybranym przez Boga lub Historię do spełnienia jakiejś szczególnej misji.
• Polacy, kiedy przestali być przedmurzem chrześcijaństwa, uznali się za Chrystusa narodów, którego cierpienie doprowadzi Europę do opamiętania.