Rocznicowa wystawa jest nie tylko hołdem złożonym wybitnemu warszawiakowi, ale także wyrazem wdzięczności muzeum dla Waldorffa
Krytyk muzyczny doczekał się imprezy własnego imienia
Jesienią 1939 r. Jerzy Waldorff wyruszył z okupowanej Warszawy do Wilna, żeby odnaleźć Mieczysława Jankowskiego, z którym później był do śmierci. O jednej z tajemnic życia wybitnego krytyka muzycznego, wieloletniego współpracownika „Polityki”, pisze w swej nowej książce Mariusz Urbanek. Przedstawiamy fragment.
Jesienią 1939 r. Jerzy Waldorff wyruszył z okupowanej Warszawy do Wilna, żeby odnaleźć Mieczysława Jankowskiego, z którym później był do śmierci. O jednej z tajemnic życia wybitnego krytyka muzycznego, wieloletniego współpracownika „Polityki”, pisze w swej nowej książce Mariusz Urbanek. Przedstawiamy fragment.
[warto mieć w biblioteczce]
Był obecny na łamach „Polityki” przez trzydzieści lat. Najpierw bardzo długo przekonywał, iż „Muzyka łagodzi obyczaje”, po stanie wojennym dodawał otuchy cyklem „Uszy do góry!”, potem nawoływał „Artyści wszystkich krajów, łączcie się!”, a od pewnego czasu spoglądał na ludzkość „Okiem sępa” (w pierwotnej wersji – „Z posępnego notatnika”).
Tak zaczyna się sławna aria Mefista z opery "Faust" Gounoda, a za dwa pewno miesiące wyjdzie moja nowa i chyba ostatnia (kiedyś taka nadejść musi!) książka, w której powtórzę raz jeszcze moją tezę, że w nieznanej nam kosmicznej walce Bóg przegrał ziemię do Szatana, stąd zamykający się wiek XX był w dziejach ludzkich zarazem najkrwawszym i najbezsensowniejszym - taki właśnie długi bal szatański, z którego oto prezentuję jedną ze świeżych figur tańca życia ze śmiercią.