Polskim szkołom w trakcie rewolucyjnych zmian przyjrzeli się kontrolerzy Naczelnej Izby Kontroli. W raporcie na temat reformy firmowanej przez minister Zalewską twierdzą, że jest przygotowana na kolanie i nierzetelnie wprowadzona.
Ponad 5 mln zł udało się zebrać na koncie funduszu strajkowego. To najbardziej wymierna forma pomocy protestującym nauczycielom.
Stracili zaufanie, boją się, że strajk zakończy się klapą, dlatego się skrzykują. Chcą podjąć decyzję w sprawie klasyfikacji maturzystów.
To przedmiotowo i instrumentalnie potraktowane 350 tys. dzieci. Z których wiele za chwilę nie dostanie się do wymarzonych szkół i nie znajdzie pożądanych profili w liceach.
Drugiego dnia strajku szefowa robi nam awanturę, ponieważ bez jej zgody zagnaliśmy do pracy panią sekretarkę. Komitet strajkowy nie ma prawa korzystać z pracy osób, które nie strajkują.
Rząd robi, co może, by obrzydzić nauczycieli. Jeśli mu się uda, zrzuci na „belfrów – egoistów” odpowiedzialność za skutki nieudanej reformy systemu oświaty.
Biorąc pod uwagę to, co Anna Zalewska zgotowała dzieciakom w ramach szaleństwa nazywanego „reformą”, niedogodności egzaminów ze strajkiem w tle dzieciaki mogą nie zauważyć.
W opublikowanym liście otwartym do premiera nauczyciele pytają, czy nie podejmując rozmów ze związkowcami, chce on wykorzystać ich strajk do przerzucenia na nich odpowiedzialności za skutki deformy edukacji.
Polskimi dziećmi w szkołach zajmują się ludzie zmęczeni, wystraszeni i rozczarowani. Ale w nauczycielkach i nauczycielach właśnie zaczął się budzić gniew.
Najmniej zarabiają w szkolnej rzeczywistości stażyści z licencjatem – 2230 zł brutto. Krezusami są nauczyciele dyplomowani. Mogą liczyć na 3483 zł. Dla porównania: średnia pensja w ubiegłym roku wyniosła 4585 zł brutto.