Państwowe spółki energetyczne zawiązują rezerwy, by uchronić się przed oskarżeniem o wyprowadzanie pieniędzy na wyborcze prezenty od PiS. Zgodnie z zasadą „nie ma darmowych obiadków” koniec końców rachunek zapłacimy my, odbiorcy energii.
Gdańsk nie otrzymał żadnej oferty od państwowych dostawców prądu. Czy chodziło o to, by pogrozić palcem miastu bardzo zdeklarowanemu politycznie, źle postrzeganemu przez pisowską władzę?
Przedsiębiorcy mają pod górkę, a w tym roku do starych problemów dołączył szereg nowych. Wśród nich najdotkliwsze dla małego biznesu i branż energochłonnych okażą się zapewne drakońskie podwyżki cen energii: gazu, prądu, ciepła, węgla czy paliw płynnych.
A raczej: przekupuje. Z projektu umowy społecznej negocjowanej przez związkowców energetyki z przedstawicielami rządu i spółek energetycznych wynika, że rząd gotów jest obiecać wszystko. Ci, którzy przejdą z PGE, Taurona i Enei do NABE, mają dostać gwarancje zatrudnienia, wzrostu wynagrodzeń, nagród, plus ekstra 10 tys. zł.
Podatek górniczy zapłacimy w rachunkach za prąd, chyba że Komisja Europejska uzna to za niedozwoloną pomoc publiczną. Ale tym będzie się martwił już następny rząd.