Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Gdańsk stoi przed wielkim kryzysem. Dla niesfornych nie ma prądu?

Gdańsk nie otrzymał żadnej oferty od państwowych dostawców prądu. Gdańsk nie otrzymał żadnej oferty od państwowych dostawców prądu. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl
Gdańsk nie otrzymał żadnej oferty od państwowych dostawców prądu. Czy chodziło o to, by pogrozić palcem miastu bardzo zdeklarowanemu politycznie, źle postrzeganemu przez pisowską władzę?

Do tej pory samorządy otwierały oferty przetargowe na dostawę energii elektrycznej w 2023 r., a potem jak Polska długa i szeroka skarżyły się na zaproponowane drastycznie wysokie stawki. Niektóre unieważniły przetargi, by rozpisać nowe. Natomiast Gdańsk, a właściwie cała związana z tym miastem grupa zakupowa, nie ma dylematu: przyjąć wywindowaną ofertę czy nie przyjąć. Nie otrzymał żadnej propozycji. Ma inny problem – skąd w ogóle wziąć prąd.

Gdańsk pominięty przez spółki energetyczne

Takiego obrotu sprawy chyba nikt się nie spodziewał. W związku z tym prezydent Aleksandra Dulkiewicz zwołała posiedzenie sztabu kryzysowego. „Na to spotkanie zostali zaproszeni przedstawiciele wszystkich firm i instytucji zajmujących się dostawą energii elektrycznej i ciepła – informowała podczas konferencji prasowej. – Zaprosiłam także wojewodę pomorskiego Dariusza Drelicha, bo za kryzysy w państwie odpowiada administracja rządowa”.

„Gdyby była normalna sytuacja, to mamy trzy rozwiązania – tłumaczyła Dulkiewicz. – Pierwsze to zamówienie z wolnej ręki, czyli zwracamy się do jednego konkretnego dostawcy i z nim negocjujemy stawkę. Drugie to powtórzenie przetargu w takim samym kształcie. Trzecie to powtórzenie przetargu, ale z modyfikacjami”.

Jednak finał może być analogiczny do tego, jaki przyniósł pierwszy przetarg. Wtedy od 1 stycznia 2023 r. miastu pozostaje zakup energii na zasadzie tzw. rezerwowej sprzedaży, co oznacza stawkę 4 tys. zł za MWh, czyli nawet dziesięciokrotnie wyższą, niż płaci obecnie.

W poniedziałek 3 października mają się spotkać wszystkie podmioty tworzące z Gdańskiem wspólną grupę zakupową. To ponad 30 okolicznych samorządów (m.in. Cedry Wielkie, Chmielno, Krynica Morska, Nowy Dwór Gdański, Ostaszewo, Pelplin, Pruszcz Gdański, Sopot, Stegna, Tczew, Wejherowo, Władysławowo i Żukowo) oraz kilkanaście gdańskich spółek i drugie tyle instytucji publicznych, jak Europejskie Centrum Solidarności, Gdańska Galeria Miejska, Gdańskie Autobusy i Tramwaje, Gdańskie Towarzystwo Budownictwa Społecznego, Gdańskie Wody, Międzynarodowe Targi Gdańskie, Port Lotniczy Gdańsk i Saur Neptun Gdańsk. Grupa powstała, by jako większy podmiot móc wynegocjować lepszą cenę.

Państwo spółki wystawiają faktury

Takie grupy zorganizowały się wokół wielu większych miast. Na przykład Gdynia przewodzi grupie Norda. I do tej pory te wspólne zakupy się sprawdzały. Teraz, w związku z kryzysem energetycznym, stawki za energię elektryczną poszybowały pod niebiosy, a konkurencja między jej dostawcami, spółkami państwowymi, nie istnieje. Norda otrzymała jedną ofertę, w dodatku niepełną (bez prądu na oświetlenie ulic), od spółki Energa-Obrót SA. Z ceną pięć razy wyższą w stosunku do obowiązującej w tym roku.

Rada miasta przyjęła rezolucję w tej sprawie: „Obecna sytuacja, w której kolejne postępowania przetargowe prowadzą do pięciokrotnych podwyżek cen za energię elektryczną na rok 2023, niesie olbrzymie zagrożenie dla możliwości zapewnienia podstawowych usług, jak oświetlenie ulic, transport publiczny (w roku 2023 ponad 40 proc. przewozów realizowanych będzie trolejbusami i autobusami elektrycznymi) czy ogrzewanie i oświetlenie obiektów użyteczności publicznej. Stopniowe osłabianie samodzielności dochodowej i stabilności finansowej samorządów prowadzi do sytuacji, gdy nawet co dziesiąta gminna złotówka może być przeznaczana na pokrycie faktur, wystawianych przez spółki Skarbu Państwa”.

Gdynia nie podjęła jeszcze decyzji: przyjąć propozycję czy unieważnić postępowanie przetargowe. Na unieważnienie przetargów zdecydowały się władze Bydgoszczy i Wrocławia. Bydgoszczy jedyną ofertę z ceną pięciokrotnie wyższą od dotychczasowej złożyła Enea SA. Według prezydenta miasta przyjęcie tej stawki oznaczałoby, że miejski rachunek za prąd w 2023 r. wzrósłby w stosunku do 2022 o 140 mln zł. Z kolei Wrocław jedyną ofertę ze stawką wyższą o ponad 500 proc. otrzymał od spółki PGE Obrót SA. Jej przyjęcie wiązałoby się z koniecznością wydania o 339 mln zł więcej w stosunku do roku bieżącego. Przetarg unieważniły też władze Radomia, którym jedyny oferent, spółka Enea, zaproponował jeszcze bardziej drastyczną podwyżkę (o 880 proc. według wyliczeń miasta, a o 750 proc. według wyliczeń spółki). Prezydent Radosław Witkowski zapowiedział kolejny przetarg, ale dopiero po rozstrzygnięciu kwestii szokujących podwyżek cen dla samorządów na szczeblu rządowym.

Sasin obiecał, PiS pogłębił bałagan

Nie zostawimy samorządów i instytucji wrażliwych samych z szalejącymi cenami energii – deklarował wicepremier Jacek Sasin. Padły obietnice, że dla odbiorców wrażliwych oraz jednostek samorządu terytorialnego ma zostać wprowadzona maksymalna cena energii elektrycznej w wysokości 618,24 zł za 1 MWh. To kilkakrotnie mniej niż w ofertach, które trafiły dotąd do samorządów i firm komunalnych.

Wiceprezydent Gdyni Katarzyna Gruszecka-Spychała uważa, że zapowiedzi wicepremiera, zamiast uspokoić sytuację, pogłębiły istniejący już chaos. Bo Sasin zapowiedział, że we wtorek 27 września skieruje projekt na posiedzenie Rady Ministrów. I potem poinformował na Twitterze, że już go złożył. Ale nie wiadomo, co ten projekt zawiera. – Nie oczekiwałam, iż wicepremier pokaże go opinii publicznej – mówi Gruszecka-Spychała. – Ale same założenia to chyba moglibyśmy poznać. A my kompletnie nie wiemy, w jakim kierunku iść.

Jest wiele pytań. Czy ta ustawa w ogóle wejdzie? Jaki będzie miała kształt? Czy będzie się stosowała tylko do tych, którzy jeszcze żadnych umów nie zawarli? Czy też będzie w jakimś stopniu działała – nazwijmy to – wstecz? Ale największe pytanie dla samorządowców brzmi: kogo rząd zakwalifikuje do tych odbiorców wrażliwych?

Padło takie sformułowanie: „jednostki samorządu”. I teraz samorządowcy nie wiedzą, o kogo chodziło – czy to był taki ogólny zwrot, czy chodziło tylko o „jednostki budżetowe”. A samorządy mnóstwo działalności prowadzą w formie spółek. Tak działają komunikacja publiczna czy usługi wodociągowo-kanalizacyjne. – Spółki wodociągowo-kanalizacyjne, jeżeli nie dostaną wsparcia i będą płacić takie stawki, jakie dzisiaj „chodzą” po rynku, to po prostu w połowie roku idą do upadłości – podkreśla wiceprezydent Gdyni. – Jak Polska długa i szeroka. A do niedawna były superdochodowe. Szpitale również bardzo często są spółkami. Ale zostały wymienione z imienia i nazwiska jako rodzaj działalności.

I co robić z przetargiem? Nawet jeśli ten gdyński nadaje się do unieważnienia, samorządowcy obawiają się, że kolejny może przynieść jeszcze gorsze rozwiązania. A jeżeli przyjmą zaproponowane warunki, może się okazać, że za chwilę wejdzie rozwiązanie ochronne, które nie obejmuje tych, którzy już zawarli umowę.

Gdańsk na cenzurowanym?

„Nie wiemy, czy będzie stawka osłonowa, dla kogo ta stawka osłonowa będzie i w jaki sposób będzie naliczana” – mówiła podczas konferencji prasowej prezydent Dulkiewicz. „Dziś mowa o dwóch–trzech projektach dotyczących wsparcia różnych grup w dostawie energii elektrycznej. Ja mogę tylko zapytać w imieniu mieszkanek i mieszkańców Gdańska: czy w tych przepisach znajdą się kwestie związane chociażby z komunikacją publiczną? Czy w tej ustawie znajdą się stawki osłonowe dla dostawy wody i ciepła? Apelujemy o to, żeby stawki osłonowe obejmowały te podstawowe usługi dla ludności” – podkreśliła.

Trudno znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego akurat Gdańsk nie otrzymał żadnej oferty. Czy dlatego, że otwierał koperty później niż inne wymienione tu samorządy, po zapowiedziach Sasina, kiedy już wszyscy – zarówno samorządy, jak i spółki energetyczne – weszli w fazę czekania? Czy może chodziło o to, by pogrozić palcem miastu bardzo zdeklarowanemu politycznie, źle postrzeganemu przez pisowską władzę? Ponieważ spółki energetyczne należą do skarbu państwa, wśród samorządowców nie brak głosów, że ich zarządy otrzymują określone dyspozycje. Ale twardych dowodów nie ma.

Piotr Borawski, wiceprezydent Gdańska ds. przedsiębiorczości i ochrony klimatu, skłania się raczej ku poglądowi, że nikt nie stanął do przetargu na dostawę prądu w związku z całym tym zamętem legislacyjnym. Polityka energetyczna jest prowadzona w taki sposób, że cały czas zmieniają się warunki. Dlatego spółki energetyczne nie są w stanie skalkulować ryzyka towarzyszącego dużym kontraktom. – Wszystkie ryzyka przerzucają na samorządy – uważa Borawski. Stąd oferty za 1 MWh, które otrzymały samorządy, są zazwyczaj o 800–1000 zł wyższe od ceny giełdowej. A to odbija się na kosztach, które poniosą mieszkańcy.

Na ten moment także Gdańsk zamierza czekać na rozwiązanie ustawowe, przyjęte przez parlament i podpisane przez prezydenta.

Jednak trudno o spokojne czekanie, gdy do 1 stycznia 2023 r. coraz bliżej, a konkretów brak. A rządzący zdają się trwać w przekonaniu, że wystarczy deklaracja medialna, wpis na Twitterze – i problem sam się rozwiąże. Toteż samorządowcy z całego kraju zapowiedzieli udział w manifestacji pod kancelarią premiera. Organizatorem protestu planowanego na 7 października jest Ruch Samorządowy „Tak! Dla Polski”. „Musimy uświadomić rządowi, że żaden samorząd, żadna wspólnota lokalna, żadni mieszkańcy tak drastycznej podwyżki cen prądu nie przeżyją. Nie wyobrażamy sobie wyłączania prądu w szkołach” – mówił prezydent Sopotu Jacek Karnowski, miasta, które jest w tej samej grupie zakupowej co Gdańsk – bez propozycji.

Cóż, nie wyobrażaliśmy sobie wielu rzeczy, które zafundowała nam obecna władza.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną