PiS zostawił sieci energetyczne w fatalnym stanie. Ale czy pomysł rządzących na to jest dobry?
Za dostawy energii elektrycznej od wytwórcy do odbiorcy końcowego odpowiadają sieci przesyłowe i dystrybucyjne. Pierwsze składają się z sieci najwyższych i wysokich napięć (400 i 200 kV) i są nadzorowane przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne. Można je porównać do autostrad i dróg szybkiego ruchu, którymi prąd płynie do stacji elektroenergetycznych, gdzie następuje zmiana napięć.
Energia później zwalnia i trafia do sieci średnich i niskich napięć (15 kV i 400V), które są w większości własnością pięciu największych operatorów sieci dystrybucyjnych. Czterech z nich – PGE, Tauron, Enea i Energa – należy w większości do skarbu państwa, a jeden – warszawski Stoen Operator – do niemieckiego E.ON-u. Średnie i niskie napięcia to odpowiednik dróg krajowych i lokalnych, które ostatecznie prowadzą prąd do odbiorców. I to właśnie na tym odcinku mamy największy problem, nad którym pochyla się w ostatnim raporcie Najwyższa Izba Kontroli.
Czytaj także: 8 lat rządów PiS. Energetyczny stan przedzawałowy, drogo i ciemno. Sypiemy się
Sieci stare i niedoinwestowane
Większość z nich ma dziś grubo ponad 30 lat. Najbardziej zużyte są napowietrzne linie o napięciu 110 kV, z których niemal połowa ma ponad 40 lat. Czemu jest to istotne? Stara sieć słabiej radzi sobie z utrzymaniem odpowiedniej jakości dostaw energii. Mówiąc po ludzku, częściej dochodzi do awarii i przerw w dostawach prądu. NIK wskazuje, że tylko jeden dystrybutor poprawił w ostatnich latach wskaźniki dotyczące przerw w dostawach energii. Dwaj nie osiągnęli założonych celów, a ostatni (