Nie faworyzowany Almodóvar, nie wielbiony Tarantino, tylko czarna komedia „Parasite” Koreańczyka Bong Joon-ho zdobyła Złotą Palmę. Zwycięstwo zasłużone, pozostawiające jednak spory niedosyt.
Chociaż wszyscy kochają Quentina Tarantino, „Pewnego razu... w Hollywood” zostało przyjęte nieco chłodniej niż jego poprzednie dokonania.
W festiwalowych rankingach nowy film Pedro Almodóvara „Ból i blask” bije na głowę wszystko, co do tej pory pokazywano w Cannes.
„Sorry We Missed You” 83-letniego Kena Loacha poświęcony trudnej sytuacji biednej rodziny w północno-wschodniej Anglii zbiera świetne recenzje. Trzy lata po zdobyciu drugiej Złotej Palmy Loach znów staje w obronie klasy robotniczej bezwzględnie wykorzystywanej przez konkurujących ze sobą pracodawców.
„The Dead Don’t Die” to zrodzony z buntu, podszyty zwątpieniem i bezsilnością ironiczny homage składany przez Jarmuscha samemu sobie. Czarna polewka dla jego fanów i przykra niespodzianka dla wielbicieli horrorów.
Złotą Palmę przyzna dziewięcioosobowe jury pod przewodnictwem meksykańskiego reżysera Alejandro G. Iñárritu. Łatwego wyboru nie będą mieli. O tytuł najlepszego filmu ubiega się aż sześciu zwycięzców poprzednich edycji, w tym trzech podwójnych.
Paweł Pawlikowski przegrał rywalizację o Złotą Palmę z Jean-Luc Godardem i japońskim mistrzem Hirokazu Koreedą, ale dzięki jego filmowi polskie kino wspięło się w tym roku na wyżyny.
To dobra wiadomość, a naprawdę trzeba nam dziś w Polsce dobrych wiadomości – mówił, odbierając statuetkę, polski reżyser.
Świat przygląda się festiwalowi w Cannes m.in. ze względu na jego spór z Netfliksem. To dyskusja o przyszłości kina.
Publiczność festiwalu w Cannes wychodziła po seansie „The House That Jack Built” wstrząśnięta i zniesmaczona.