Więzienia, karcery, miejsca tortur, straceń – czy w takich obiektach wolno urządzać galerie handlowe, ośrodki kultury, hotele? Problem w tym, że historia uczyniła nasz kraj jednym wielkim miejscem pamięci.
W 900 polskich galeriach handlowych przed świętami uwijają się setki tysięcy sprzedawców. 80 proc. z nich to ludzie z wyższym wykształceniem albo studenci.
Wal-Mart, największa sieć handlu detalicznego, jest coraz ostrzej krytykowana za fatalne traktowanie dostawców i pracowników.
Klienci, producenci i sieci handlowe bardzo liczą na udane wyprzedaże. Ale każdy liczy na coś innego.
Wraz ze spowolnieniem gospodarczym w wielkim handlu nastał czas porządków. W przenośni i dosłownie.
Ranking po raz kolejny nie potwierdza popularnej wśród kupujących tezy, że dyskonty są najtańsze.
Przeciętny Polak – o ile ma pracę – kryzysu specjalnie nie odczuwa. Ale, choć do tego się nie przyznajemy, podświadomie zmieniliśmy swe zachowania konsumenckie, aby przygotować się na cięższe czasy.
W Polsce mamy coraz więcej hipermarketów, centrów handlowych, osiedli. Kiedy w sklepach pojawiają się pierwsi klienci, a do mieszkań wprowadzają lokatorzy, zamiast radości z inwestycji, zazwyczaj zaczyna się komunikacyjny horror.
Niedawna bitwa policji z kupcami o warszawski blaszak na placu Defilad podgrzała dyskusję o centrach współczesnych metropolii. Jak mają wyglądać i komu służyć?
Sukces zaczął wylewać się z miasta 10 lat temu. Z początku trochę niepewny i jakby przejściowy, rok po roku z coraz większym ciśnieniem drążył korytarz w zagonach kapusty i kalafiorów. Nad uprawami z dnia na dzień wystrzeliwały kolejne centra kariery, dostatku, rozrywki, z dnia na dzień zapełniały się zmechanizowaną procesją warszawiaków i podwarszawiaków. I tak powstało w Warszawie prawdziwe zachodnie City: nowe Aleje Jerozolimskie.