Góra nie chciała przyjść do Mahometa, więc we wtorek Mahomet musiał stawić się u stóp Góry. Przyjechał, posłuchał i pojechał – okazało się, że nadal nie ma nic do powiedzenia.
Według nieoficjalnych doniesień już we wrześniu Polska Grupa Górnicza może nie być w stanie wypłacić pensji załodze, co grozi chaosem w największej węglowej spółce w Unii.
Ważne jest tło polityczne górniczego tupnięcia nogami. Mapa powyborcza pokazuje, jak rozłożyły się sympatie tam, gdzie w najlepsze trwa wydobycie węgla.
Zarażeni koronawirusem górnicy nie gorączkują. Ale temperatura na Śląsku jest wysoka. Kraj boi się przyjezdnych Ślązaków. Czesi zamknęli granice ze Śląskiem. Władza zamyka kopalnie, a górników w domach. Do wyborów.
Można byłoby spokojnie odtrąbić sukces i powiedzieć suwerenowi: pandemia to kolejny byt w naszym kraju, który jest pod kontrolą. Naszą kontrolą. A tu masz.
Dzisiaj PiS zaprzecza, że do zwalczania koronawirusa zabrano się na Śląsku za późno. Odsuwa od siebie odpowiedzialność.
Gruchnęło na mieście, że są plany obwarowania Śląska szczególnymi restrykcjami, odizolowania od reszty kraju, w istocie – zamknięcia. Kordon sanitarny.
Problem wirusa w kopalniach wiąże się ze specyfiką pracy. Codziennie setki górników stoją na nadszybiu, czekając na zjazd w dół, a potem tłoczą się w windowych klatach niczym sardynki w puszce. To samo w górę.
Górnicy protestują, NIK punktuje PGG, a na zwałach przy kopalniach leżą dziś góry polskiego węgla. Każdy rząd się na nim potyka. PiS też.
To było już trzecie z rzędu, następujące dzień po dniu napiętnowanie „nadętej kasty” i deklarowanie determinacji w parciu do naprawy wymiaru sprawiedliwości.