URSZULA SCHWARZENBERG-CZERNY: Ma pani wykształcenie górnicze, ale zajmuje się sprawiedliwą transformacją w Polskiej Zielonej Sieci. Zna pani inne osoby, które wykonały taką woltę?
ALINA POGODA: – Nie znam, choć według mnie to nie jest zaskakujący wybór. Taka zmiana jest w obecnych czasach naturalna. Górnictwo węglowe potrzebuje po prostu coraz mniej ludzi pod ziemią, a coraz więcej takich, którzy pomogą górnikom przejść transformację gospodarczą. Ja w kopalni nigdy nie pracowałam, mimo że skończyłam górnictwo i geologię na Politechnice Wrocławskiej. W trakcie praktyk zauważyłam, że mam w sobie psychiczny opór, że to nie jest praca dla mnie. Wcześniej to nie było takie oczywiste, bo górnictwo to moja tradycja rodzinna.
Czytaj też: Koniec węglowych iluzji. Tylko kto to powie górnikom?
Tam pracowali mężczyźni z pani rodziny?
Nie. Prababcia i babcia były ekonomistkami w kopalni miedzi na Dolnym Śląsku. Moja mama jest chemiczką i bada skład powietrza w kopalni należącej do KGHM. Znałam to środowisko. Jednak nie nastąpiła u mnie żadna nagła zmiana zainteresowań, żaden bunt, to był dłuższy proces. Stopniowo dowiadywałam się o skutkach katastrofy klimatycznej. Pod koniec studiów, właśnie w czasie praktyk, wiedziałam już, że chcę pracować nad wdrażaniem zasad zrównoważonego rozwoju i przeciwdziałania kryzysowi.
Musiała pani przyswoić zupełnie inną wiedzę niż górnicza?
Niedawno skończyłam drugie studia, Inżynierię Ekologiczną na SGGW w Warszawie, ale z wiedzy górniczej nadal korzystam.