Dostawy systemów obrony powietrznej mają być teraz priorytetem wsparcia państw NATO dla walczącej Ukrainy. Zachodni blok wojskowy ma też uwzględniać ukraińskie potrzeby w rozwoju i zaopatrywaniu własnych sił zbrojnych.
Czy podjęte w Madrycie decyzje są wystarczające, czy odstraszą Rosję przed atakiem i czy obronią nas w razie wojny – debata nad tym dopiero się zacznie. Wreszcie jednak jest o czym rozmawiać.
Im bliżej madryckiego spotkania przywódców NATO, tym więcej wiadomo, czego na nim nie ustalą. Nie będzie stałych baz u granic Rosji, brygad bojowych na wschodniej flance i rozszerzenia Sojuszu o Finlandię i Szwecję.
Sojusz rozciągnie na południe wschodniej flanki stacjonowanie batalionowych grup bojowych. Ale misji na Ukrainie nadal nie popiera i nie zamierza formalnie zrywać deklaratywnego układu z Rosją.
NATO nadal nie ma zamiaru wprowadzać strefy zakazu lotów nad Ukrainą ani wysyłać tam żołnierzy w ramach „misji pokojowej”.
Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg przesiądzie się na fotel prezesa banku centralnego Norwegii. Kto zastąpi go w Brukseli? Dużo mówi się o dwóch kandydatkach – z Estonii i Belgii.
Rok 2022 przyniesie rozstrzygnięcia, których skutki odczujemy przez lata, a może i dekady. Jeśli metoda negocjacyjna zawiedzie, Zachód i NATO znajdą się w kryzysie, znów zmuszone reagować na fakty narzucone przez Putina. W napięciu będziemy też czekać na wynik kluczowych wyborów.
Raport NATO niewiele mówi o czołgach, rakietach czy satelitach, wskazuje za to, czego trzeba bronić: demokracji, wolności i rządów prawa. To manifest co najmniej niewygodny dla Polski pod rządami PiS.
Szef Sojuszu Północnoatlantyckiego przykuwa uwagę i ma charyzmę. „Gdy z nim rozmawiasz, sprawia, że czujesz się najważniejszą osobą na świecie”, mówił jeden z jego znajomych.
Większa obecność sił natowskich w naszym rejonie Europy zmniejsza ryzyko ataku rosyjskiego.