Ani Armenia, ani Azerbejdżan nie chcą nowej wojny na pełną skalę. Za sprawą pandemii i kryzysu wszystko jest jednak możliwe, czego dowodzi choćby przykład Białorusi.
Od 2 kwietnia w codziennych ostrzałach, odwrotach i kontrofensywach zginęło kilkudziesięciu żołnierzy, setki osób są ranne, zestrzelono helikopter, zniszczono czołg. Kto zaczął? Jak zawsze: druga strona. Wróg.
Rebelia na Kaukazie rozgorzała z nową siłą, a Kreml nie bardzo wie, jak ją powstrzymać.
Do niedawna Kaukaz kojarzył się wyłącznie z walkami toczonymi przez ludy o egzotycznie brzmiących nazwach. Dziś ta niby beczka prochu pokazuje wizerunek producenta dóbr luksusowych: koniaków, brylantów, win, herbaty, a nawet drogich wód mineralnych.
Kaukaz stał się modny jako młodzieżowe centrum tanich atrakcji ekstremalnych: snowboardowych i narciarskich wyścigów po dziewiczych nieoznaczonych stokach albo też wspinaczkowych rajdów przez lodowiec. Są tacy, którzy mówią, że Marta R. i Mirek S. byli martwi już w chwili, gdy zdecydowali się iść.
Nigdy za naszego życia nie zdarzyła się tak masowa, okrutna i nieludzka zbrodnia. Bo nawet na wojnach – nie pamiętamy, by rozmyślnie atakowano szkoły i z premedytacją zabijano dzieci.
W Czeczenii trwa nieprzerwana kampania terroru. Podkładane są bomby pod posterunki reżimowej milicji, władz lokalnych, komendantury wojsk rosyjskich. Nowy, prorosyjski prezydent Czeczenii Ału Ałchanow poinformował (w przeddzień Biesłanu), że tylko w tym roku przeprowadzono tam 543 zamachy terrorystyczne. Dokonują ich zarówno grupy partyzanckie jak i ludzie niezwiązani ze zbrojnym podziemiem – kierujący się prawem klanowej zemsty mężczyźni biorą odwet na kolaborujących Czeczenach.
Operacja, której celem, jak twierdzą rosyjscy generałowie, jest likwidacja czeczeńskich terrorystów, oznacza w istocie nową wojnę o Kaukaz. Rozpoczęła się ona w 1994 r. i toczy o utrzymanie pod kontrolą Moskwy przynajmniej północnej części Kaukazu, którego zawojowanie zajęło Rosji prawie trzy stulecia. Ostatnim etapem podboju tego regionu była tzw. wojna kaukaska 1816-1864.
Od 17 września trwają regularne bombardowania Czeczenii. Początkowo celem nalotów były tereny graniczące z Dagestanem, wkrótce stała się nim stolica, Grozny, oraz infrastruktura gospodarcza i komunikacyjna zbuntowanej republiki: telewizja, drogi, rafinerie ropy. 1 października granicę administracyjną Czeczenii przekroczyły kolumny federalnych wojsk pancernych i zainstalowały się w jej północnych rejonach.
Ledwie 10 lat temu Morze Kaspijskie było rosyjskim jeziorem, jedynie z kawałkiem brzegu kontrolowanym przez Iran. Dzisiaj to miejsce przykuwa uwagę wszystkich strategów globu i większości gigantów sektora energetycznego. Pojawiają się nowi/starzy gracze: wielkie korporacje, Turcja, Iran, USA. Zakaukazie i Azja Środkowa, które miały po rozpadzie Związku Radzieckiego - niespełna 8 lat temu - pozostać na zawsze wyłączną strefą wpływów Rosji, wybijają się na faktyczną niezależność od Moskwy. Tak się kurczy Imperium.