Zachodnie demokracje wymuszają posłuszeństwo karami, najczęściej wysokimi grzywnami. W Indiach policja okłada kijem. W Japonii i Korei Południowej władza po prostu zaleca.
Kim Dzong Un może sobie strzelać do woli, robił sceny już wielokrotnie, wojny dotąd z tego nie było i pewnie nie będzie. Konsekwentnie się też zbroi, by mieć jeszcze silniejszą pozycję. Pytanie tylko, po co mu ona, skoro nie jest gotowy na żadne kompromisy?
Dlaczego amerykański prezydent spotkał się z przywódcą Korei Północnej? Odpowiedź jest w zasadzie prosta.
Czy Kim Dzong Un zostanie Łukaszenką Dalekiego Wschodu? Przywódca Korei Północnej przyjechał do Władywostoku, by spotkać się z Władimirem Putinem. Występuje w roli petenta i pilnie potrzebuje wsparcia, choćby rosyjskiego.
Reanimacja miejsca służącego do prób silników rakietowych i wystrzeliwania satelitów wygląda na odpowiedź Kim Dzong Una na nieudany zeszłotygodniowy szczyt z Donaldem Trumpem.
Nic konkretnego – to efekt drugiego szczytu Donalda Trumpa z Kim Dzong Unem. Prezydent USA i przywódca Korei Północnej skrócili szczyt w Hanoi. Nie zjedli wspólnego lunchu, a trudno o bardziej wymowny dowód braku dobrej woli. No i nic nie podpisali.
Ich szczyty wciąż nazywamy historycznymi, bo daleko im od rutyny. Z danych wywiadów, zwłaszcza amerykańskiego, wynika, że Kim zawsze dobrze przygotowuje się do negocjacji.
Prześladowcami są często urzędnicy i policjanci. Koreanki nie mogą liczyć na żadną pomoc.
Prace nad ustanowieniem połączeń kolejowych między Koreą Północną i Koreą Południową zostały wstrzymane. Obserwatorzy widzą w tym taktyczną złośliwość Amerykanów.
Ludzie Donalda Trumpa twierdzą, że uda im się skłonić Kim Dzong Una do ekspresowego rozbrojenia. Ale Kim ma raczej inne plany.