Za przyjęciem rezolucji potępiającej wcielenie do Federacji Rosyjskiej Doniecka, Ługańska, Zaporoża i Chersonia opowiedziały się 143 kraje. Od głosu wstrzymało się 35, a pięć ją odrzuciło. Adwokatów Rosjan na świecie można policzyć na palcach jednej ręki: Korea Północna, Białoruś, Syria i Nikaragua. Tu też nie ma politycznej opozycji, swobody wypowiedzi czy ochrony praw człowieka.
Wybory – jak u Putina – są organizowane, ale mają charakter fasadowy. Łukaszenka wspaniałomyślnie nie przypisuje sobie 100 proc. poparcia. 76-letni Daniel Ortega, od 15 lat prezydent Nikaragui, w latach 80. członek pięcioosobowego przywództwa wojskowej dyktatury, przed ubiegłoroczną walką o reelekcję zamknął prewencyjnie 46 przywódców opozycji. 33 skazał, 25 dostało co najmniej 13 lat więzienia. Reszta siedzi w areszcie, nie wiadomo nawet, czy doczeka jakiegokolwiek procesu. Do tego dwóch autokratów z zamiłowaniem do broni, w tym masowego rażenia: Baszszara Asada i Kim Dzong Una nikomu przedstawiać nie trzeba.
Sponsorka Rosja
Nikt inny nie zdecydował się w środę otwarcie poprzeć Putina. Nawet dwaj wielcy symetryści, Chiny i Indie, coraz mocniej się dystansują, zorientowani, że wojna przestaje się komukolwiek opłacać. Przedstawiciele New Delhi i Pekinu wstrzymali się od głosu, ale takie milczenie jest nawet bardziej wymowne. To sygnał nie tylko dla Putina, ale i reszty społeczności międzynarodowej: otwartych deklaracji poparcia nie będzie, współpraca z Rosją jest możliwa tylko w ograniczonym zakresie. Indie i Chiny dalej będą kupować rosyjskie surowce energetyczne, bo im się to opłaca. Nie ma jednak mowy o dostawach broni czy jakiejkolwiek pomocy, która mogłaby uchronić rosyjską gospodarkę od nieuchronnej implozji.
Po sojusznikach, którzy jeszcze przy Putinie zostali, też trudno się spodziewać sensownego wsparcia. Dotychczas bowiem, może z wyjątkiem Korei Północnej, to Rosja była ich sponsorem, a nie na odwrót. Jej interwencja w Syrii była Asadowi na rękę, bo pomogła mu utrzymać się u władzy. Dla Rosjan była z kolei poligonem doświadczalnym – tam zbierała doświadczenie regularna armia, na czele z nowym dowódcą ukraińskiej „operacji” gen. Siergiejem Surowikinem, ale też Grupa Wagnera. W Syrii Rosjanie sprawdzali drony i ćwiczyli ostrzał gęsto zaludnionych miast.
Białoruś to z kolei praktycznie satelicki kraj, którego istnienie w obecnej formie możliwe jest wyłącznie dzięki gwarancjom, jakie Putin daje Łukaszence. Ten drugi przebąkuje, że białoruska armia byłaby gotowa dołączyć do wojny na północnym wschodzie Ukrainy. Białoruś udostępnia też Rosjanom swoje terytorium do ataków i przerzutu sprzętu.
Czytaj też: „Po Putinie nikt by nie płakał, jego otoczeniu też by ulżyło”
Ortega dorównuje Łukaszence
Innym przykładem jest Nikaragua, symboliczny partner Rosji. W zeszłym roku, gdy Ortega wyłamał zęby opozycji i wygrał (choć zdobył „tylko” 75 proc. poparcia) kolejne wybory, Putin natychmiast przesłał mu gratulacje. Nikaragua była od lat przyczółkiem Kremla na zachodniej półkuli. W 2008 i 2013 r. Rosjanie urządzili nawet pokaz siły, lądując na tamtejszych bazach bombowcami Tu-160, zdolnymi przenosić ładunki nuklearne. Od lat działają tam też rosyjskie centra treningowe, oficjalnie niemające z wojskiem nic wspólnego, ale sponsorowane przez oligarchów – szkolą mundurowych rzekomo w „sztuce i taktyce walki partyzanckiej”.
Ortega od wybuchu wojny związki z Putinem próbuje nawet wzmacniać, nie tylko z przyczyn ideologicznych. Jego kraj – jako jeden z niewielu na świecie – nawet trochę teraz zarabia, głównie na wzrostach cen kawy i nabiału. Na płaszczyźnie dyplomatycznej mezoamerykański dyktator dorównuje Łukaszence. Gdy Zachód Rosjan izoluje, Ortega 9 czerwca ogłosił dekret, na mocy którego zezwolił rosyjskiemu personelowi wojskowemu na działalność na terenie Nikaragui. 80 mundurowych, w tym lekarze, inżynierowie i specjaliści od logistyki (tak opisywani w oficjalnych dokumentach), mają – znowu – jedynie „szkolić” tamtejszych wojskowych, przede wszystkim w walce z przemytnikami narkotyków. Wcześniej Rosjanie sprzedali lub oddali za darmo Nikaraguańczykom olbrzymie ilości sprzętu: łodzi patrolowych, helikopterów, myśliwców i czołgów. W sporej części pamiętają one wprawdzie czasy zimnej wojny, ale mają ogromne znaczenie z perspektywy innych graczy w regionie, w tym USA.
Czytaj też: Nie histeryzować! Jak propaganda tłumaczy porażki armii Rosji
Putin wśród satrapów
Rosjanom takie ruchy niedawno bardzo się opłacały, a Putin próbował budować globalną sieć wpływów dla przeciwwagi wobec sojuszy atlantyckich i pacyficznych z USA w roli głównej. Dlatego wysyłał sprzęt do Nikaragui i Wenezueli, obściskiwał się z prezydentem Brazylii Jairem Bolsonaro, a Wagnerowców udostępniał połowie rządów – demokratycznych lub nie – Sahelu i całej Afryki Subsaharyjskiej. W zaledwie pół roku te ambitne plany strategiczne stały się najwyżej mglistym wspomnieniem. Rosja jest pariasem, w dodatku otoczonym innymi pariasami. Oczywiście nie można lekceważyć ani jej, ani całej piątki – dwa kraje spośród nich mają bomby nuklearne.
Warto zwrócić uwagę, że w głosowaniu na forum zgromadzenia ogólnego ONZ Rosji nie poparły nawet te państwa, które płacą za usługi Wagnerowców. Najwyżej, jak Mali, wstrzymały się od głosu. Podobnie Kazachstan i Kirgistan, dwie postsowieckie republiki w Azji Środkowej, tradycyjne „podwórka” Rosjan. Jak zauważył niedawno Andrew Higgins na łamach „New York Timesa”, ten region świata powoli przestaje być dla Moskwy bezpiecznym zapleczem. Niezdolna do działania na kilku frontach, nawet dyplomatycznych, rosyjska administracja przegrywa wojnę o wpływy z Chinami. Kazachowie zwracają się w stronę Pekinu, szukając ewentualnego partnerstwa w zakresie bezpieczeństwa. Kirgistan i Uzbekistan podpisały z Chinami porozumienie w sprawie nowej linii kolejowej do Europy, która ma ominąć terytorium Rosji.
Putina otacza wąskie grono satrapów, tyleż strasznych, co groteskowych, w dodatku – poza Koreą Północną – rządzących krajami o niewielkim bądź żadnym znaczeniu strategicznym. Nikt inny rosyjskiego prezydenta otwarcie nie popiera, mało kto chce jeszcze robić z nim interesy. Wywołując wojnę, mocno przelicytował. Liczył, że Zachód nie zdobędzie się na jedność – a skończył otoczony dyplomatycznym i ekonomicznym kordonem sanitarnym. Rosja coraz szybciej zamienia się w państwo zombie. Na życzenie Putina.
Były major KGB dla „Polityki”: Przesłuchiwał mnie kapitan Putin