W konfrontacji z Putinem stał na przegranej pozycji, ale nauczył się grać słabymi kartami. Szyderstwem. Żartem, który przylepiał się jak guma. Był wirtuozem mediów społecznościowych. Kiedy nic nie można było zrobić, robił zasięgi.
Przegapiłem moment, gdy wszyscy zostaliśmy projektantami, producentami i konsumentami doświadczeń. W schyłkowym kapitalizmie uprawiamy łowiectwo i zbieractwo doznań.
Może ten rok już nie nabierze wagi. Może zaraz straci rozpęd. Może właśnie tego należało sobie życzyć? Żeby 2024 zamienił się w myślnik między ważniejszymi datami.
Pierwszego dnia śnieg jest gwiazdą mediów społecznościowych. Unieważnia bruki. Anuluje chodniki. Na chwilę wyrównuje asfalt. To jak premiera nowego leku.
Przywykliśmy do internetu. Zawsze jest obok. Ta cyfrowa zawiesina, ten przypadkowy i dziwaczny rodzaj nieśmiertelności
Mój kolega jest amatorem Powlekanych Serduszek z Nadzieniem Malinowym. (Nazwa produktu zmieniona).
Dni chudną, noce przybierają na wadze. Druga połowa roku to droga powrotna. Kiedyś już tu byliśmy.
Na drugi dzień po wyborach wiadomości wreszcie robią się nudne.
Sto kwiatów skacze sobie do gardeł. Ani triumfu, ani klęski nie dzieli się po równo.
Czekaliśmy na aferę. Nie na jakąś zwykłą, banalną aferę. Banalne mieliśmy na co dzień. Ta musiała być ogromna, największa ze wszystkich, a przy tym kompromitująca i żałosna. Czekaliśmy na Aferę Ostateczną. Aferę Sądnego Dnia.