Epidemia jeszcze spotęgowała bałagan panujący we włoskiej polityce. Rząd połączy referendum z wyborami do władz lokalnych i głosowaniem na burmistrzów ponad tysiąca gmin.
Sparaliżowane koronawirusem Włochy nie są na razie w stanie otrząsnąć się z odrętwienia. Italia stoi w miejscu. Nie tylko dlatego, że sierpień to tradycyjnie miesiąc wakacji.
Ośrodki dla imigrantów pękają w szwach i nie są zbyt pilnie strzeżone. Wielu ucieka w nieznane. W warunkach urągających elementarnym zasadom godności zaczynają „nowe życie”.
Włosi muszą jak najszybciej odzyskać przynajmniej część tego, co stracili wskutek pandemii. Tylko w marcu co tydzień PKB Italii zmniejszał się o 13 mld euro.
Choć statystyki lekko wyhamowały, nikt tutaj nie świętuje. Wirus zaczyna się przesuwać na południe, do gorzej przygotowanych regionów. A politycy chórem proszą o pomoc Brukselę.
Pierwszy od wielu lat oddolny ruch społeczny we Włoszech powstał w sprzeciwie wobec polityki nienawiści i skrajnej prawicy. I choć jeszcze nie przełożył się na zmianę, były wicepremier nie zamierza go lekceważyć.
Po 10 dniach konsultacji z partyjnymi liderami prezydent Sergio Mattarella zaoferował Giuseppe Contemu powrót na stanowisko szefa rządu i stworzenie nowego gabinetu. Tym razem ma go wspierać Ruch 5 Gwiazd w koalicji z lewicą, a nie Ligą Matteo Salviniego.
Trwający już prawie dwa tygodnie kryzys w Rzymie zakończy się przedterminowymi wyborami. Faworytami jesiennego głosowania są Matteo Salvini i jego Liga. Wiele będzie też zależeć od Silvio Berlusconiego.
Władze miasteczka Massa na wybrzeżu liguryjskim wprowadziły grzywny za „niegodny ubiór” w miejscach publicznych. Choć nowy instrument ma docelowo walczyć z prostytucją, to obejmie wszystkich mieszkańców i turystów, których wygląd zostanie uznany za lubieżny.