Ostatni piątek był jednym z najczarniejszych dni w powojennych dziejach Włoch. Zmarło 969 osób, a media obiegły zdjęcia papieża Franciszka na pustym pl. Świętego Piotra, w strugach deszczu modlącego się o kres pandemii. Gdy kończył błogosławić światu, zaczynał przemawiać prezydent Sergio Mattarella.
78-letni prawnik, znany z koncyliacyjnego sposobu uprawiania polityki i pełniący funkcję raczej symboliczną, tym razem był stanowczy. Podkreślił, że to czarny moment w historii Włoch i nie ma miejsca na podziały: między starszymi i młodszymi, bogatymi i biednymi, ludźmi z północy i południa. Podziękował za zaangażowanie służbom medycznym i wezwał je do dalszych poświęceń. Tak jak resztę obywateli – wciąż nie wszyscy stosują się do restrykcji. Liczba mandatów wypisanych za naruszanie zasad izolacji sięga nawet 20 tys. dziennie.
Czytaj też: Niska śmiertelność w Niemczech, wysoka we Włoszech. Skąd różnice?
Włochy wzywają Europę do interwencji
Mattarella nie koncentrował się na obowiązkach obywateli i nie zdecydował się na orędzie wyłącznie z powodu rekordowej liczby zgonów. Włoski prezydent wystąpił w telewizji, by wysłać ostry komunikat do Brukseli i innych krajów UE. Jak powiedział, Europa musi interweniować, zanim będzie za późno.