Z niedawnych partnerów w rządzie szef Ligi i drugi z wicepremierów Luigi Di Maio stali się śmiertelnymi wrogami. Przyspieszonych wyborów chcą wszyscy gracze na scenie, w tym lewicowa opozycja.
Inicjatywa w dialogu o sankcjach musi wyjść od Brukseli, zarzuty o rosyjską interwencję w amerykańskie wybory są absurdalne, a Trump i Salvini to wielcy przywódcy i bliscy przyjaciele Kremla – tak streścić można geopolityczny wykład, w który zamieniła się czwartkowa wizyta rosyjskiego prezydenta we Włoszech.
63-letni były dziennikarz, wybrany głosami Socjalistów i Partii Ludowej, chce strukturalnych reform Unii, obowiązkowych kwot przyjmowanych migrantów i dialogu z Rosją. Jego wybór to policzek przede wszystkim dla Matteo Salviniego.
Po 14 dniach oczekiwania kapitan statku ratunkowego z 42 uchodźcami na pokładzie podjęła samowolną decyzję o wpłynięciu do portu w Lampedusie. Wicepremier Matteo Salvini migrantom nie pozwala zejść na ląd, a panią kapitan chce postawić w stan oskarżenia.
Mieszkańcy Unii ani nie są coraz bardziej podzieleni, ani uchodźcy nie są dla nich największym zagrożeniem. W obu przypadkach wyjątkowi są tylko Polacy.
Mimo zdecydowanego zwycięstwa skrajnej prawicy we włoskich wyborach marzenie wicepremiera o stworzeniu nowej wiodącej frakcji w europarlamencie się nie zrealizuje. Zawiedli go przede wszystkim sojusznicy z mniejszych krajów.
Na Półwyspie Apenińskim coraz częściej dochodzi do incydentów na tle rasowym, których adresatami są obywatele Italii. Ich największa wada? Dla tamtejszych nacjonalistów za mało w nich „włoskości”.
Według tygodnika „L’Espresso” Władimir Putin miał zaoferować włoskiemu wicepremierowi Matteo Salviniemu trzy miliony euro na kampanię do europarlamentu.
Sprawa migrantów, którym Włochy od wigilii Bożego Narodzenia odmawiają zejścia na ląd w swoich portach, jest potrzebna Matteo Salviniemu, by podbić własną popularność i w niedalekiej przyszłości sięgnąć po stanowisko premiera.