Być może w żadnym resorcie nowa władza nie będzie miała tyle do sprzątania, co w MSZ. I nie chodzi tu tylko o personalia. Polityka zagraniczna to dziś obraz rumowiska.
Na dwa dni przed wyborami parlamentarnymi w Polsce międzynarodowi obserwatorzy wciąż nie dostali akredytacji od Państwowej Komisji Wyborczej i Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
W spokojniejszych czasach polityka zagraniczna rządu PiS nie nadążała za globalnymi trendami. Nowe konflikty, jak ten w Izraelu, ale także te istniejące wcześniej, mogą wystawić temu rządowi srogi rachunek.
W nielegalnym załatwianiu wiz mieli pomagać pracownicy Ministerstwa Spraw Zagranicznych, donosi Wirtualna Polska. CBA do dziś nie zatrzymało żadnego urzędnika.
Pisowski minister spraw zagranicznych w Polsce nie tylko nie kreuje polityki zagranicznej, ale nawet jej nie prowadzi, a jedynie kieruje dyplomacją, czyli sumą działań wykonawczych dla polityki projektowanej przez ważniejsze gremia partyjne.
Wbrew nadziejom opozycji afera wizowa nie odmieniła dynamiki tej kampanii, jak dotąd angażując uwagę głównie już przekonanych wyborców. Chociaż w mobilizowaniu tych niezdecydowanych wciąż jeszcze może odegrać sporą rolę.
Widać, że w miarę upływu czasu politycy władzy coraz wyraźniej kontratakują w sprawie afery wizowej, żeby coś ugrać na rzecz swojego sukcesu wyborczego.
Tu chodzi o wiarygodność polskich wiz i jeżeli sprawa nie zostanie możliwie szybko wyjaśniona, te dokumenty mogą zostać uznane za podejrzane – mówi prof. Maciej Duszczyk z Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego.
„To największa afera, z którą mierzyliśmy się w XXI w. Korupcja na najwyższych szczytach władzy. Wprowadzenie bezpośredniego zagrożenia dla nas wszystkich. I to przez ludzi, którzy mają usta pełne frazesów o bezpieczeństwie” – mówił w TVP Tomasz Grodzki.
Skandal związany z podejrzeniami o ręczne sterowanie procedurą wydawania wiz odbija się szerokim echem na świecie. Media wytykają władzy PiS hipokryzję.