Narastająca frustracja nauczycieli i uczniów oraz bliższy niż kiedykolwiek kontakt rodziców z edukacją ich dzieci mogą stworzyć masę krytyczną, niezbędną do głębokich przemian w polskiej szkole.
Minister zdrowia ostudził nieco zapowiedzi Przemysława Czarnka, który w wywiadach roztacza wizje, że od kolejnego tygodnia do szkół ruszą klasy I–III, a następnie dalsze roczniki.
Nikt nie podoła wymaganiom, które żywcem zostały wyjęte z mitologii o przedwojennej szkole, która dawała wiedzę i patriotyzm, a w końcu wydała z siebie pokolenie żołnierzy wyklętych i powstańców. Taką szkołę chce odrestaurować PiS.
Minie wiele czasu, zanim dzieci mentalnie wrócą do stanu sprzed pandemii. Podniesienie im teraz poprzeczki na pierwszym w życiu egzaminie jest wysoce nieodpowiednie.
Zęby bolą od powtarzania truizmu, że dziś nie jest problemem dostęp do wiedzy ani uzupełnienie w niej ewentualnych luk. Do MEiN ta wiedza najwyraźniej wciąż nie dotarła.
MEiN już raz obiecał dzieciom pomoc, a efekt okazał się mizerny. Resortowi na razie świetnie idzie promocja planowanych działań, a różnie dotrzymywanie słowa.
Drugą dawkę mam przyjąć w kwietniu. Nie wiem, doprawdy nie wiem, czy drugi raz wytrzymam takie warunki. To psychicznie nie do zniesienia.
Co i komu nominaci szefa MEiN mogą nakazać? Na jakiej podstawie? Jak daleko mogą sięgać ich wpływy? Podobne pytania się mnożą.
Marzec to najgorszy termin na szczepienia. Jak ktoś nie uczy przedmiotu maturalnego, może się szczepić. Katecheci, wuefiści, ale nie matematycy, poloniści, biolodzy czy chemicy.
Wszyscy mają dość pozorowanej nauki. Uczniowie, ale przede wszystkim rodzice, chcą prawdziwej. Dlatego dyrektorzy proszą, żeby się deklarować ws. szczepienia.