Rynek

Polski Ład rujnuje zarobki pracujących Polaków

Nowy system podatkowy, jaki wprowadził Polski Ład, pełen jest pułapek. Nowy system podatkowy, jaki wprowadził Polski Ład, pełen jest pułapek. krzysztoffurmaga / PantherMedia
Na Polskim Ładzie miało zyskać 90 proc. Polaków, głównie tych głosujących na PiS. Po zaledwie kilku dniach widać, w czyje zarobki uderza najbardziej – pracujących specjalistów i w emerytury osób, które wysokie świadczenia wpracowały sobie długoletnią pracą. Także wyborców partii rządzącej.

Pierwsi zdziwili się nauczyciele, którzy przecież do dobrze uposażonych nie należą. Dostają pensje „z góry”, więc różnicę zauważyli już na początku stycznia. Wielu zobaczyło na koncie nawet 300 zł mniej niż w grudniu, choć mieli na zmianach zyskać. Głównie na 30 tys. zł kwoty wolnej od podatku. Dlaczego dostali mniej? Bo nowy system podatkowy, jaki wprowadził Polski Ład, pełen jest pułapek.

Uważaj na ulgi – PIT-2

Zdaniem ministra Czarnka winni są sami zainteresowani. Do kardynalnego błędu, jakim był krótki czas na przygotowanie się do zasad, przedstawiciele rządu się nie przyznają. Rzetelną akcję informacyjną, której zabrakło, zastąpiła propaganda sukcesu, więc chaos jest potężny. Mało kto bowiem wiedział, że zanim dostanie pierwszą pensję po nowemu, powinien złożyć u swego pracodawcy PIT-2.

Czytaj także: Tak Morawiecki i PiS promują Polski Ład

PIT-2 to oświadczenie uprawniające pracodawcę do odliczania na bieżąco kwoty wolnej od podatku. Nikt sobie nie zawracał tym głowy w poprzednich latach, gdy jej wysokość była symboliczna (miesięcznie pomniejszała podatek o średnio 43 zł), teraz stała się ważna. Przy jej stosowaniu od początku roku podatek od dochodów osobistych może być niższy o 425 zł w każdym miesiącu. Do zapłacenia będzie bowiem tylko 9-procentowa składka na zdrowie. To dlatego bardzo niskie i tak pensje nauczycieli w styczniu okazały się jeszcze niższe. Zapomnieli o PIT-2.

I mogą być takie przez cały obecny rok. Z wypowiedzi specjalistów od podatków wynika bowiem, że jeśli ktoś nie złożył PIT-2 przed otrzymaniem pierwszej pensji w roku, może sobie odliczyć kwotę wolną dopiero przy rocznym rozliczeniu. Przy obecnej inflacji oznacza to sporą stratę. Nauczyciele boleśnie przekonali się o tym pierwsi, pozostali – otrzymujący wypłatę pod koniec miesiąca – mają szansę niedopatrzenie naprawić.

Skomplikowana jest sytuacja osób, które o złożeniu PIT-2 pamiętały, ale pracują w kilku miejscach – dotyczy to m.in. również nauczycieli. To oni bowiem, żeby „uzbierać” etat, muszą brać godziny w kilku szkołach. W żadnej z nich nie zarabiają aż tyle, żeby jeden pracodawca był w stanie całą kwotę wolną od podatku im odliczyć. Oni też będą więc mogli odliczyć sobie ulgę dopiero w rocznym zeznaniu podatkowym, na czym finansowo stracą. Przez rok wszystkie ceny będą już przecież sporo wyższe. Marnie zarabiający nauczyciele zyskają więc mniej, niż im obiecywano, a na początku nawet stracą.

Czytaj także: Tarcza antyinflacyjna drożyzny nie powstrzyma

Kolejna pułapka – ulga dla klasy średniej

Tzw. ulgę dla klasy średniej wprowadzano w pośpiechu, gdy okazało się, że cwaniakami, których Polski Ład uderzy po kieszeni, są już osoby dostające „na rękę” niewiele ponad 4 tys. zł. Ulga dla klasy średniej miała to nieco złagodzić. Trzeba jednak dobrze pomyśleć, zanim się z niej skorzysta, bo można wpaść w pułapkę.

Po pierwsze – ulga należy się tylko osobom pracującym na etacie w jednej firmie. Nie można z niej skorzystać, gdy miesięcznie zarabia się mniej niż 5,7 tys. zł brutto, ale też nie więcej niż 11 140 zł brutto. Czyli rocznie co najmniej 68 412 tys. zł i nie więcej niż 133 692 tys. zł. Jeśli te granice, wszystko jedno, w górę czy w dół, w którymś miesiącu zostaną przekroczone, prawo do ulgi się traci i trzeba ją zwrócić za wszystkie poprzednie miesiące. Zwrócić trzeba ją także, gdy nie będziemy pracować przez cały rok, a tylko przez kilka miesięcy.

Można by pomyśleć, że gra idzie o wysoką stawkę, tymczasem ulga dla klasy średniej jest raczej symboliczna – jeśli w ciągu roku zarobimy 70 tys. zł, odliczymy sobie zaledwie 647 zł.

Czytaj także: Czy rząd jest w stanie walczyć z inflacją?

Mundurowi dostali po kieszeni

Programy takie jak „murem za polskim mundurem” przekonują, że na policji, wojsku czy straży granicznej obecnemu rządowi zależy bardzo. To przecież zbrojne ramię autorytarnej władzy. Ale autorzy nowego systemu podatkowego chyba o nich nie pomyśleli, bo do beneficjentów podatków mundurowi stanowczo nie należą. Zakpiono z nich. Pierwsi zorientowali się policjanci, którzy także dostają pensje „z góry”. Ci na kierowniczych stanowiskach według Businessinsider.pl stracą miesięcznie nawet 700 zł, na mniej eksponowanych – ok. 300 zł miesięcznie.

W Policji zawrzało, ponieważ – zanim Polski Ład wszedł w życie – związkowcy ostro negocjowali z rządem podwyżki płac i otrzymali obietnicę, że je dostaną. Wcześniej rząd zapewniał, że nikt, kto zarabia do 130 tys. zł rocznie, na nowym systemie nie ma prawa stracić. Policjanci na razie jednak mocno dostali po kieszeni, a podwyżki może będą w lutym albo i nieco później. W najlepszym razie zrekompensują to, co policjanci tracą na podatkach.

Mundurowych jednak rząd się boi, może się okazać, że przy kolejnym Strajku Kobiet nie zechcą ruszyć na nie z pałkami teleskopowymi. Więc minister Wąsik obiecuje, że nawet jeśli policjanci dostaną podwyżki dopiero w lutym, to z wyrównaniem od stycznia.

Czytaj także: Dziel i samorządź. Polski Ład, czyli pół miliarda dla swoich

Elity zapłacą

Największymi cwaniakami, którym twórcy Polskiego Ładu pokazali, gdzie jest ich miejsce, są… wykładowcy akademiccy oraz dobrze zarabiający specjaliści, którzy nie spieszyli się z odejściem na emerytury, wierząc, że im dłużej będą pracować, tym wyższe świadczenia otrzymają. Dotąd mieli wysokie emerytury, ale od stycznia już dużo niższe. To w nich nowy system podatkowy uderza najmocniej. Skrzykują się w sieci, żeby złożyć pozew przeciwko państwu, które ich oszukało.

Takich jak prof. Piotr, opisany przez Businessinsider.pl, jest w Polsce wielu. Na emeryturę przeszedł kilka lat później, niż mógł, ale pracuje nadal. I po co? Świadczenie od stycznia ma już niższe o 265 zł, a podatek od wynagrodzenia urósł mu o 613 zł, w sumie traci miesięcznie 878 zł. I taki z niego cwaniak.

Cwaniakami są, według PiS, także lekarze. Co trzeci jest w wieku emerytalnym, ale pracuje nadal. Podatki dla osób lepiej zarabiających wzrosły bardzo, więc teraz liczą, czy jest sens, aby pracowali nadal, skoro państwu na tym nie zależy. O tym, jak wyszli medycy na Polskim Ładzie, dowiemy się jednak dopiero pod koniec miesiąca. Z pewnością część tych, którzy do tej pory byli na kontrakcie, teraz przejdzie na ryczałt, korzystniejszy podatkowo.

Czytaj także: Polski Ład uderzy w przedsiębiorców

Od czasu prezentacji Polskiego Ładu specjaliści od podatków nie mieli wątpliwości, że jego autorom nie chodziło o stworzenie lepszego systemu, ale o transfer pieniędzy do grup, na które PiS może liczyć przy urnie wyborczej. Czyli do mało zarabiających emerytów, także na wsi. W rezultacie stworzyli potworka – od stycznia chętnych do jak najszybszego przejścia na emeryturę jest jeszcze więcej. Żyć się z takiego świadczenia nie da, ale przy fundowanych „trzynastkach” i „czternastkach” zawsze można dorobić na czarno.

Ulga dla seniora

W ostatniej chwili twórcy systemu ocknęli się, że do reszty rozwalają rynek pracy, na którym już teraz jest zbyt mało ludzi, co jest jednym z powodów dużej inflacji. Więc wprowadzili tzw. ulgę dla seniora – dla osób, które już przekroczyły wiek emerytalny, ale rezygnują z bycia „stypendystą ZUS” i pracują nadal, nie pobierając emerytury. Mogą zarobić bez podatku ok. 80 tys. zł rocznie.

Ulga sama w sobie jest sensowna, powinna zachęcić do dłuższej pracy. Ale jednocześnie z rynku pracy wypycha się osoby, które także długo pracowały i wciąż są czynne zawodowo, choć już pobierają świadczenia. Bo rząd, choć deklaruje, że kocha Polskę, nie myśli o sprawnie funkcjonującym państwie, tylko o nadchodzących wyborach. Temu ma służyć Polski Ład nazywany podatkowym Frankensteinem.

Posłuchaj: Dlaczego ceny rosną tak szybko i jak długo to potrwa

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną