Od zamachów 11 września George Bush nie szczędzi starań, aby w koalicji antyterrorystycznej pierwsze skrzypce grały państwa muzułmańskie. Nie chodzi tylko o udział w kampanii w Afganistanie, lecz i o pomoc w tropieniu terrorystów oraz poparcie polityczne. Niestety wśród głównych sojuszników ma same ciężkie przypadki.
W Pakistanie trzeba przyzwyczaić się do widoku broni. Policjanci i żołnierze pilnują lotnisk i hoteli, gdzie mieszkają cudzoziemcy. Strażnicy hotelowi lusterkiem na długim kiju sprawdzają podwozie samochodu; podróżni przechodzą przez drzwi z wykrywaczem metalu.
Kaszmir mógłby żyć z turystyki opływając we wszystko, co wyznacza standardy dobrobytu, teraz jednak spływa krwią, bo jest rejonem spornym, o który walczą Indie, Pakistan i sami Kaszmirczycy. Wojna, raz gorętsza, innym razem utajona, trwa już lat prawie 50 i jest jednym z tych zapomnianych konfliktów, o których komentatorzy i politycy myślą z irytacją wzruszając ramionami: nic się nie da zrobić. Jest to zarazem wojna w malowniczych górach, której prowadzenie wymaga wyspecjalizowanego sprzętu, więc nie tylko kurtek puchowych, lecz także bomb kierowanych za pomocą laserów.
Premier Nawaz Szarif dokonał rzeczy jak na Pakistan dość wyjątkowej. Za swej trzeciej, właśnie przerwanej, kadencji zjednoczył przeciwko sobie wszystkie ważniejsze partie opozycyjne. Dla zewnętrznego obserwatora powód tej nienawiści jest jednak mało przekonujący. Poszło przede wszystkim o Kaszmir, a ściślej - o zaniechanie wywijania szabelką w Kaszmirze.
Dwadzieścia lat temu ambasador, radca handlowy i przedstawiciel Polskich Linii Oceanicznych w stolicy Tanzanii, Dar es-Salaam, zwrócili się do Warszawy o zgodę na dawanie łapówek. Statki PLO stały bowiem na redzie tygodniami - dzienny koszt około 5 tys. dolarów - a statki ZSRR, NRD (były takie państwa), nie mówiąc już o zachodnich, wchodziły do portu niemal z marszu. Po dłuższym czasie przyszła odpowiedź: łapówki można wręczać, ale komisyjnie. Śmiechu było co niemiara.